W zeszły czwartek rozpoczęły się w Warszawie targi Zieleń to Życie, a zaraz za nimi – jak już opadł zielony pył – odbył się X Kongres Stawów Kąpielowych oraz towarzyszący mu panel dyskusyjny na temat przyszłości stawów kąpielowych w Polsce. Od razu powiem, że temat stawów kąpielowych znam póki co tylko w teorii, bo o ile projekty i wykonanie oczek wodnych nie jest mi obce, to już stawy kąpielowe i baraszkowanie w takich stawach ludzi – niekoniecznie. Dlaczego tak jest? Dlaczego ludzie tak niechętnie odnoszą się do tematu stawów kąpielowych w swoim ogrodzie? Pytanie nurtujące większość architektów krajobrazu, którzy kiedykolwiek próbowali namówić Klienta na coś więcej niż dobór roślin, grill i altana w ogrodzie.
Wielokrotnie proponowałam znajomym i Klientom staw kąpielowy w ogrodzie. Zamiast basenu. Zawsze jednak kończyło się na basenie rozporowym i ewentualnie oczku wodnym do tego. Dlaczego? No to rozkminamy problem:)
Kiedy projektowałam swoje oczko wodne i zapytałam męża, co sądzi o pomyśle na staw kąpielowy – bo miałam takie zakusy już w 2012 roku – odpowiedział, że „On z rybami kąpać się nie będzie”.
Było to dla mnie średnim argumentem, bo nad jezioro chodzimy i tam kąpiemy się i z rybami i z innymi stworzeniami. To padło pytanie o basen – basen może i by mąż zbudował, ale przecież lato mamy krótkie, a utrzymanie basenu kosztuje – taniej wyjdzie nas karnet na Termy, albo rower i pobliskie jezioro – do wyboru. Jezior mamy aż pięć, z czego cztery są z plażą i kąpieliskiem. Basen rozporowy może i tak – jakby były mniejsze dzieciaki, bo nasze to już duże – wtedy i wielki basen… a to wiadomo: woda, czyszczenie, zwijanie, rozkładanie, uwaga na koty, psa, sypiące się igliwie z sosen… generalnie same kłopoty.
Ale oczko mamy. Oprócz corocznego oczyszczania z mułu, resztek roślin i eliminacji glonów na wiosnę i później drugi raz, latem – nie robimy przy nim wiele. Fakt, że życia w takim oczku dużo – są ryby, żaby, w tym roku wyjątkowo setki tysięcy kijanek… są także owady związane ze środowiskiem wodnym, które w oczku widać jak na dłoni. W jeziornych kąpieliskach tak jakby tego mniej. A przynajmniej nie widać, tak samo jak ryb z którymi tak bardzo mój mąż nie chciał się kąpać. Więc w czym problem? Powiem krótko – W KOSZTACH i STRACHU PRZED NIEZNANYM
Na X Kongres Stawów Kąpielowych nie dojechałam przez chorobę, jednak miałam tam przedstawiciela – kolegę „po grabkach”, który uczestniczył także w panelu dyskusyjnym. Jak Wojtek Wardecki napisze relację, to Wam tutaj jego artykuł podlinkuję. Kiedy studiowałam ochronę środowiska, moim „konikiem” była hydrobiologia i wykorzystywanie roślin oraz mięczaków do oczyszczania wody i ścieków.
Mam na ten temat sporą wiedzę i wykorzystuję ją skrupulatnie podczas projektowania oczek wodnych i doboru roślinności w tychże oczkach. Zachowanie równowagi biologicznej (w tym eliminacja wzrostu glonów i tzw. zakwitu sinic) nie jest jednak w praktyce wcale takie łatwe jak w teorii. Do tego dochodzą wahania składzie wody – azotany, fosforany oraz amoniak – te są szczególnie niebezpieczne, jeżeli mielibyśmy kąpać się w naszym prywatnym stawie. Dopóki mamy oczko wodne, czy nawet niewielki staw w którym żyją rośliny i zwierzęta, to nawet okresowe zakwity wody nie powodują większych szkód – rośliny sobie poradzą, zwierzęta również. Czy jednak nam chciałoby się kąpać w takiej wodzie? Nie sądzę.
Projekt stawu kąpielowego to już jednak wyższa szkoła jazdy 🙂 Tutaj nie ma miejsca na pomyłkę i „okresowe zakwity wody” – staw musi być wystarczająco duży, żeby pomieścić zarówno strefę biologiczną, jak i nasze kąpielisko. W zależności od projektu, preferencji Klienta, charakteru domu i ogrodu – te dwie strefy są wyraźnie oddzielone, albo przenikają się – tak jak w prawdziwym jeziorze.
Jak mniemam niewielu projektantów zaryzykowałoby zaprojektowanie stawu kąpielowego bez użycia dobrego systemu filtrowania i uzdatniania wody. I nie wystarczyłby tutaj tylko odpowiedni dobór roślin, biały piasek i volia – można się kąpać. Najdalej w drugim sezonie mielibyśmy w stawie kąpielowym wielki, „zielony problem” 🙂
Wody w kąpieliskach publicznych kontroluje SANEPID – w naszym stawie kąpielowym musielibyśmy zrobić to sami (czytaj: zlecić odpowiedniej firmie) i to przynajmniej ze dwa – trzy razy w sezonie letnim. Do tego doszłoby czyszczenie i konserwacja urządzeń filtrujących, być może środki do redukcji fosforanów i azotanów (oczywiście bilogiczne i ekologiczne – tutaj niezmiennie polecam produkty HYDROIDEA) Wyławianie chorych i obumarłych roślin, czyszczenie dna z mułu i opadłych na dno drobin – liści, nasion, pyłków itp. Walka z owadami – bo skoro są rośliny, będą i szkodniki tychże. Sami tego nie zrobimy – wynajmujemy więc firmę. Dobrą firmę, bo inwestycja tania nie jest – szkoda byłoby to schrzanić.
To są wywody teoretyczne – w praktyce są jeszcze inne problemy, chociażby materiały z których zrobione jest dno stawu kąpielowego (TUTAJ pisałam o materiałach wykorzystywanych do oczek wodnych – te do stawów są podobne, musza być jednak dużo trwalsze), złożenie przez żaby skrzeku (nie wolno go zniszczyć, a pływać w nim to nic fajnego), zabezpieczenie zbiornika na zimę i wiele innych problemów.
Czy zatem warto budować staw kąpielowy, skoro tyle z nim problemów?
Pytanie w jakich kategoriach rozważamy taką budowę. Każde udogodnienie, luksus i wyjście poza wspomniany na samym początku schemat: dobór roślin, grill i altanka – to są dodatkowe koszty. Kosztem jest już choćby założenie systemy zraszaczy i automatyczne nawadnianie naszego ogrodu. Luksus? Kilka lat temu tak. Teraz powoli standard nawet w niewielkich ogrodach przydomowych. Kosztem jest budowa oczka wodnego, bo nawet jak sami je ogarniamy, to przecież nasz czas i nasza praca to także koszt jaki ponosimy.
Jeżeli naszym marzeniem jest naturalistyczny zbiornik wodny w ogrodzie (dużym ogrodzie – umówmy się, na staw kąpielowy potrzebujemy miejsca), to jak najbardziej stawiałabym na takie rozwiązanie. Koszty zaprojektowania i budowy stawu kąpielowego i koszty budowy basenu dostosowanego do naszego klimatu są porównywalne. Koszty pielęgnacji obu zbiorników również. W przypadku stawu kąpielowego będziemy mieli namiastkę naturalistycznego jeziora. Jeżeli nie straszna nam „kąpiel z rybami” i dysponujemy odpowiednio wysokim budżetem, to będę namawiała na staw kąpielowy. Jeżeli wolimy bardziej sterylne warunki – namawiam na basen.
A jeżeli dopiero startujemy z naszą wodną przygodą, albo nie mamy w ogrodzie wystarczająco dużo wolnej przestrzeni, to polecam rozwiązanie najbardziej klasyczne z możliwych – oczko wodne i basen rozporowy 🙂