EKOLOGICZNY użytek, zielone kliny, lasy… – czyli szukamy drogi na skróty :)

Majówka rozpoczęta, rowery odkurzone, noclegi zabukowane – wielki wypoczynek czas zacząć i zagrać w zielone 🙂 Najlepiej rowerowo. Nie wiem jak u Was, ale u nas zawsze jak przychodzi jakieś wolne zasiadamy do stołu i przy kawie pada zwyczajowe pytanie: TO CO ROBIMY?
Mając taką a nie inną pracę, dom niemały z ogródkiem i obowiązki które lubią sobie niespodzianie wpadać i psuć nam wszystkie plany, właściwie planujemy wszystko albo na ostatnią chwilę, albo stawiamy na zupełny spontan… Najczęściej jednak wycieczki nasze są rowerowe, jednodniowe i po najbliższej okolicy, przy czym „najbliższa okolica” znajduje się w promieniu przynajmniej 30 km od Pracowni – bo średnio 60 km,  z obiadkiem i odpoczynkiem jakimś, kawą na przykład z termosu, to nasze (moje) optimum, żeby się nie zajechać, zobaczyć, zwiedzić, wypocząć i mieć z wycieczki radość a nie obolałe siedzenie i awersję do dwóch kółek na pół roku:)
Mieszkamy w tak szczęśliwym miejscu, że do centrum Poznania, na Starówkę mamy rowerkiem jakieś 20 km i to właściwie ciągiem leśno-jeziorno-parkowym, a nie smrodliwą szosą… no to żal nie korzystać:) Dlatego „na lody” lubimy sobie czasami skoczyć „do miasta” 🙂
Sama Dolina mieści się w Obszarze Chronionego Krajobrazu* oraz w granicach Natura 2000*. Znajduje się tutaj również Ostoja Ptasia* – wszystkie te obszary są dobre na wycieczkę, ale nie spodziewajmy się na nich toalety (choćby toi toi), budki z hot dogami  czy wygodnego traktu, jak będzie gdzieś prosty, drewniany stół z ławami i to pod daszkiem, to i tak mamy szczęście – to miejsca przede wszystkim dla dzikich zwierząt i roślin, więc wchodzimy tam na zasadach gościnności:)
Od miasta oddziela nas potężny klin zieleni* w postaci lasów, jezior, łąk i parków. Lasy komunalne* płynnie przechodzą w użytki ekologiczne* i miejskie tereny rekreacyjne nad licznymi jeziorami*, te zaś w parki*. Tak więc aby dostać się na Stary Rynek, zwiedzić kolebkę naszego kraju czyli Ostrów Tumski czy Zamek Przemysła, wszamać obiadek na jednej z urokliwych uliczek okalających Starówkę i zrobić to wszystko NA ROWERZE potrzebujemy (ja potrzebuję) półtorej godzinki lekko deptając z zawrotną prędkością średnią 15 km/h, co pozwala mi nie tylko poruszać się do przodu, ale i rozglądać wokół chłonąć zieleń i przyrodę a nie tylko z uwagą spoglądać pod koła rowerowe. Czyli spacerowo, na luzaku. A samochodem?
Samochodem jadąc, licząc korki, remonty i objazdy, szukanie miejscówki parkingowej – około 45 minut. Jak już znajdzie się wolne miejsce, to resztę drogi pokonujemy na piechotę, bo o wolne miejsce w centrum jest bardzo trudno. A o rowerzystów się dba, więc tym bardziej trzeba wyprowadzić rumaki aluminiowe ze stajni, bo widoki zarówno w mieście jak i poza nim – cudowne:)
Każde miasto w mniejszym lub większym stopniu posiada taką zieloną infrastrukturę, którą można „na skróty” dojechać do centrum – spokojnie, bez sznurów samochodów, bez spalin, bez hałasu… trzeba tylko poszukać tych skrótów. Samo szukanie może być fajną przygodą, choć bywa odziane w niespodzianki – ale jak ktoś lubi utarte szlaki – może wysłać męża na przykład przodem, żeby rozeznał się co i jak, ocenił trudność drogi, walory przyrodnicze, infrastrukturę sanitarną (wbrew pozorom ważna sprawa…) i wytyczył najlepszą drogę. Warto poszukać trasy która będzie wiodła przez park narodowy* , park krajobrazowy* lub rezerwat przyrody*, jeżeli występują na naszym terenie to również warto obejrzeć pomniki przyrody*, aleje drzew*, parki kulturowe* – pod koniec miesiąca kolejny długi weekend, pogoda nieco pewniejsza i wycieczkę taką można pożenić z wypoczynkiem nad jeziorem i pierwszą kąpielą. Tak więc miłego majowego wypoczynku – wsiadajcie na swoje rumaki i w drogę!
P.S. Rowery stały się ostatnio tak modne, że wczoraj więcej widzieliśmy rowerzystów niż spacerowiczów – również w mieście. Jak grzyby po deszczu powstają punkty naprawy rowerów – można napompować koło czy skorzystać z podstawowych narzędzi (na długim sznurku… Bareja się kłania, ale rozumiemy i nie śmiejemy się więcej:):):), stojaków rowerowych prawie tyleż samo co ławek i stolików w nadjeziornych knajpkach, ścieżki szrutowe, ale za to całkiem przyzwoite, w mieście jednakże nadal piesi szeroko chodzą zajmując zarówno swój chodnik jak i rowerową ścieżkę – wiele wody w Warcie upłynie, zanim kultura rowerowa osiągnie u nas poziom zbliżony do holenderskiego, gdzie samochody w centrum zwalniają do 15 km/h, a większość uliczek dopuszcza tylko ruch samochodowy dostawczy i to w określonych godzinach. Wypadki śmiertelne z udziałem rowerzystów w miastach (całych miastach, nie tylko na terenach specjalnych, wyłączonych z ruchu samochodowego) Holandii spadły niemal do zera.
Mimo że jestem mocno zmotoryzowana, a rower jest dla mnie narzędziem czysto wycieczkowym i rekreacyjnym, to jednak obiema rączkami podpisuję się ZA ograniczeniem ruchu samochodowego w centrum miasta (i nieco od centrum również) do minimum na rzecz rowerów i pieszych.
Alternatywą jest dla nas dojechanie do granic miasta samochodem i przesiadka na rower – w Poznaniu powstało kilka punktów, w których rower można wypożyczyć i na nim poruszać się w mieście. Ciekawa jestem czy u Was też są takie rozwiązania? Czy ilość ścieżek rowerowych jest wystarczająca? Jak zachowują się piesi na ciągach pieszo – rowerowych i czy nadal ścieżki zaczynają się „gdzieś” tylko po to, by po 2-3 km nagle urwać się i dalej radź sobie sam, drogi cyklisto:) Jak daleka droga do rowerowej Holandii?
Uściski zielone, rowerowe 🙂
P.S.2 Do poczytania kilka blogów rowerowych:
… no może nie spieszmy się aż tak do tej Holandii, umiar dobry jest we wszystkim:)

* Obszar Chronionego Krajobrazu
Natura 2000
Ostoja ptasia /obszar specjalnej ochrony ptaków
Klin zieleni
Lasy komunalne/lasy miejskie/lasy państwowe
Użytek ekologiczny
Jezioro
Park
Park narodowy
Park krajobrazowy
Rezerwat przyrody
Pomnik przyrody
Aleja drzew
Park kulturowy

P.S.3 – Kochani, wierzcie lub nie, ale jak pisałam tego posta wychwalając pod niebiosa rowerowe wycieczki i utyskując, że jednak wiele z tych „naszych” dróg znamy już jak własną kieszeń, że przydałoby się gdzieś dalej – ale że „dalej” to za daleko na rower i własne konie mechaniczna:), że do Holandii jechać mieliśmy, a tu nici, bo przecie na rowerach nie pojedziemy… Mąż mój Kochany „zwariował” i pod pretekstem zatankowani auta wyskoczył na chwilkę i „przy okazji” zakupił… bagażnik rowerowy…

12 komentarzy

  1. U nas jak tylko słońce zaświeci, to dwukołowych pojazdów więcej niż aut. Zarówno rowery jak i motocykle 😉 Miasteczko może zmieniło swój charakter (niestety), ale w świadomości wielu poznaniaków nadal zapisane jest jako miejsce weekendowych wypadów – i dobrze! A pod swoją praca mam więcej miejsc w stojakach dla rowerów niż tych dla samochodów 😉

    • Ankha u nas w Kiekrzu też masa rowerzystów, ale niebezpiecznie jest, bo wielu kierowców za nic ma przepisy i ograniczenia prędkości, a i rowerzyści (a mamy dwie szkoły – podstawowa i gimnazjum) tez lubią wariować i przejeżdżać jezdnie na ukos, z rozmachem. Ale widzę światełko w tunelu:)

  2. U nas w ostatnich latach powstało sporo dróg rowerowych. Niestety nie obyło się bez wpadek. Część ścieżek z braku miejsca wytyczono po jezdni, bez wydzielenia ciągu rowerowego. Część urywa się przy wjeździe do danej miejscowości i zaczyna tuż za nią. Ten, kto to planował, pewnie rysował linię na mapie i nie pofatygował się wsiąść na rower i przejechać tą trasą 🙁

    • Wietrzyku, to zależy od tego, kto jest właścicielem terenu (drogi) i według tego tak "urywają". Niestety to większość przypadków, nam tez tak urwali – na granicy gmina – miasto.

  3. Dla mnie rower to najszybszy środek komunikacji, szczególnie latem, kiedy miasto zakorkowane jest przez tysiące turystów. Swoje 5 km w jedną stronę na rowerze pokonuję w 20 minut i to bez spinania się, w ruchu miejskim, więc zwalniając przed każdym skrzyżowaniem. Wiadomo bezpieczeństwo najważniejsze, a piratów w samochodach mnóstwo. Powrót do domu komunikacją miejską, to latem czekanie na autobus, którego przyjazd dzięki korkom to loteria. Raz jest punktualnie (czyli 20 min po tym, jak skończę pracę), raz się spóźni kwadrans, a co. Później milion serpentyn i zwiedzanie miasta razem z rzeszą turystów, niekoniecznie pierwszej świeżości i pół godziny później byłabym w domu. Jak dobrze pójdzie powrót z pracy autobusem, to minimum godzina stracona bezpowrotnie. Grzechem byłoby się kisić w autobusie, stać w korkach, kiedy można śmignąć rowerem i po drodze pomachać koleżankom przeciskających się przez miasto swoimi czterema kółkami 😉
    A propos ścieżek, to u mnie jest dobrze, ale nie idealnie. Ciągle brakuje ich w paru newralgicznych miejscach, gdzie ruch samochodów jest na tyle duży, że rowerzyści korzystają z chodników. Za to w części uzdrowiskowej miasta turyści nieobeznani z instytucją ścieżki rowerowej spacerują nie zważając na oznakowanie i dzwonki rowerów. Niejedna awantura miała tam miejsce, więc szlaki nadmorskie zostawiam sobie na czas poza szczytem sezonu. Szkoda nerwów na edukowanie turystów 😉

    • Urywanie się ścieżek to chyba zmora wszystkich miast. Cykliści raczkują i to nie w sensie dosłownym – bo jest ich coraz więcej, ale w sensie mentalnym (kierowcy) i infrastrukturalnym (przebudowa dróg, chodników i budowa ścieżek rowerowych). Teraz jeszcze budujemy w ramach dofinansowania z UE, ale jak to się skończy, to na nowe ścieżki dłuuugo poczekamy… Ja do pracy mam 15 minut samochodem, 45 rowerem, ale nie lubię, bo połowę drogi mam albo pod górkę, albo dziurawą, albo dzielę ją z pieszymi gdzie albo dzieci albo zwierzaki uwielbiają nagle odskakiwać na bok prosto pod koła. A szosą jest niebezpiecznie.

  4. Ale piękne zdjęcie nr jeden 🙂

  5. Madziu, te bukszpanowe kule maskujące ogrodzenie to Sołacz, dobrze myślę? Oglądałam to dwa lata temu, wstawiłam zdjęcia na blogu, bo mnie zaintrygowało. Tamtędy do pracy, szczęściaro? Biały niedźwiedź obłędny, wreszcie fajna rzeźba.

    • Tak, to Sołacz – niesamowite wrażenie! Ktoś się postarał, być może wcześniej był tak prosty, bukszpanowy mur/żywopłot, ale teraz to wygląda niesamowicie! Pomysł, by nie strzyc tego w osobne kule był bardzo trafiony:) Do pracy też mam przez lasy, Sołaczem lecimy "na lody" do miasta:) Niedźwiedź ma jeszcze młode, ale o Strzeszynku będzie osobny post, bo bym Was zanudziła:)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*