Okołoświąteczna bieganina i pogodowe psikusy:)

Najbardziej zakręcone święta jakie miałam – to właśnie te, tegoroczne. Praca po tyle godzin, że percepcja spadała do dwóch w dziesięciostopniowej skali. I to bynajmniej nie praca przy świątecznej krzątaninie:) Wracając w piątek spod Białegostoku zawarłam układ z Połówka, że przez następne sześć dni nie wspomnimy słowem o sprawach zawodowych. Już dzień później o mało sama nie złamałabym owego paktu, którego byłam pomysłodawczynią:) Ale się w jęzor ugryzłam i zagaiłam o czym innym…
Prezenty pechowo się jakoś zaczęły: stempelki dla Chrześniaczki Zuzanki „wyszły” ze sklepu zanim zdołałam je zamówić. Korzystałam z Prezentownika i natrafiłam na sklepik Scandiflor – tam poinformowano mnie, że stempelki na których mi zależało być może dotrą jeszcze przed świętami. Czekałam do czwartku (Matuchno…) i okazało się, że na stronie nie ma nie tylko MOICH ale już w ogóle alfabetowych…Dzwonię spanikowana, okazało się że te wymarzone nie dotrą jednak do Gwiazdki, ale z magazynu wygrzebano inne, takie bardziej pisane…zapewniono mnie o wysyłce jeszcze w czwartek i rzeczywiście paczka doszła już w piątek koło południa:):):) Kamień z serca mi spadł, powiadam Wam:) Dla Chłopaków Młodszych wynalazłam zestawy laboratoryjne – jeden chemika, drugi fizyka – niech sobie rozumem trochę ruszą, pomyślałam, zakupiłam i zadowolona jadę do domu. Tam sprawdzam: w jednym rozlany odczynnik, w drugim 256 doświadczeń opisanych po…angielsku. Prezent dla 10-cio latka:) Jadę zwrócić – ale na wymianę już nie ma….Jakbym mało miała roboty, trzeba szukać dalej:) Wpadłam do kolejnego sklepu i zgarnęłam z półki…ostatnie dwa:) Oba chemiczne, oba z pełnym, nienaruszonym wyposażeniem… Wyszłam do tego z siatą książek – w tym roku książkowo będzie:) Moje Dziecię – ADHD-owiec, dyslektyk, dysortograf,  i w ogóle „dys” złapał książkowego bakcyla i połyka tomiska w ilościach hurtowych: czyta wszędzie i w najmniej odpowiednich momentach. Nawet do łazienki zabiera książkę i czyta w wannie, przez co siedzi tam godzinami…pod kołdrę z latarką włazi i CZYTA. Pod zeszytem z pracą domową trzyma…KSIĄŻKĘ…:) Uznał, ze to lepsze niż filmy!!! Ręce składam do Bozi w gestach dziękczynnych, bo czarno to czytanie już widziałam:) choć teraz przegina w drugą stronę…
Były książki o ziołach, o pieczeniu chleba, o biznesie internetowym, przygody Persya Jakcsona w kilku tomach (to właśnie tak spodobało się Synowi:)), trochę historii – tę pozycję polecam szczególnie, to „Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej – nie tak dawno powstało słuchowisko zrealizowane w Radio Merkurym, gdzie odczytywano fragment książki – byli aktorzy i podkład muzyczny:) Tak się Połówce spodobało, że wyszperałam dla Niego tę książkę. Oczywiście czyta, czyta, czyta…:) Sobie sprawię prezent odwiedzając jeszcze księgarnię Arsenał po świętach – kilka pozycji bardzo mnie zaciekawiło, a trochę ustawowych wolnych dni jeszcze mnie czeka:)
Dom wysprzątany i wypachniony i choć wiktuały w tym roku skromniejsze, bo nie było ani czasu ani sił, a i tak nockę wigilijną zarwałam, żeby ze wszystkim się uporać:) Na święta nie zdążyliśmy z remontem – niestety:) Obowiązki w pracy nas dosłownie przygniotły:) Zrobiłam sobie listę rzeczy, które mogę zlekceważyć i odłożyć na „po świętach”, tych które mogę zrobić jak mi się najnormalniej „będzie chciało” i tych, które MUSZĄ być zrobione. Wyszło rozsądnie, bez większego napinania, w dwa dni się uwinęłam trzeci był typowo kuchenny:) Oczywiście girlandy na beli nie ma, bowiem bela nieoheblowana przycinana była przez stolarza … 23 grudnia. I jeszcze źle. Belka osadzona zbyt nisko musi niestety podskoczyć do góry:) Jako że wigilijny barszcz był aktualnie ważniejszy od nadkominkowej beli, ta spadłą na koniec listy – do spraw póki co zlekceważonych:)
Wigilię spędziłam w zacnym gronie rodzinnym, które wyjątkowo-jak za dawnych, dobrych czasów zamknęło się w liczbie osób dziesięciu:) Gwiazdor niezmiennie od lat ten sam:):):) wręczył prezenty grzecznym, tym niegrzecznym również, ale Ci dostali w gratisie najprawdziwsze rózgi. Taka to u nas tradycja, odkąd pamiętam każdy siedzenie nadstawić musi:), oszczędzani są tylko najmłodsi, żeby awersji do Gwiazdora nie mieli:)

 Było wspólne z Gwiazdorem kolędowanie, rodzinne biesiadowanie, gaworzenie, rozprawianie, śmichy chichy i w ogóle było FANTASTYCZNIE:) W pierwsze święto Dziecię odwiedziło Babcię i przekabaciło ją na nocowanie:) Mieliśmy więc „wolna chatę” i oboje zaszyliśmy się…z lekturami w swoich kącikach. Matuchno, jak ja dawno nie miałam TAKIEJ chwili dla siebie:):):) Cisza, spokój, lektura, malinówka:), kuchnia przepełniona pysznościami – tylko pozmywać trzeba po posiłku:) Po południu wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy gubić kalorie:) Z lekka puste słowa, bo po powrocie była kawa i ciasto:), ale intencje były szlachetne. Dziś ponownie wsiedliśmy z rana na rowerki, bo pogoda iście wiosenna – gdyby nie lampki migające i ozdabiające domostwa, można byłoby to Boże Narodzenie wziąć za Wielkanoc:) O nagietkach kwitnących już pisałam, spod ziemi wychodzą też krokusy i inne wiosenne kwiaty…
Póki co kiełkują, ale jak zakwitną, to wiosną będzie ubogo na rabatach – nie będę przecież dosadzać. Prognozy jednak nie są najlepsze, tak ciepło ma być nawet w styczniu. Po Ksawerym mieliśmy mały atak zimy, ale szybciutko temperatury niebezpiecznie wzrosły. Niebezpiecznie dla roślin…Obawiam się wcześniejszej wegetacji, z kilku miejsc Polski dochodzą mnie słuchy o nabrzmiałych pąkach magnolii, lilaków, czereśni…Natura mści się za takie anomalia. 

Jeżeli nastąpi nagłe załamanie pogody w lutym bądź marcu – wszystkie niezahartowane pączki (albo już zielone listki…) szlag trafi…a jak wiadomo zimę potrafimy mieć nawet w Prima Aprilis. 
Tak więc z obawą obeszłam dziś ogród – nie przykrywam roślin, pod kołderką miałyby jeszcze cieplej…szczerze powiedziawszy to nie bardzo wiadomo co robić…
*******
Wolne dni umykają jak zające na miedzy:) Kto był sprytny i mógł sobie na to pozwolić wziął trochę wolego i ma w bonusie w sumie 15 dni wakacji:) Nade mną wiszą niezałatwione sprawy, więc nie mogę niestety na takie wakacje sobie pozwolić. A szkoda, bo przydały by się na noworoczne podładowanie akumulatorów:) Obiecałam sobie jednak, że wykorzystam te świąteczne dni na pełen relaks, co skwapliwie czynię i Wam życzę tego samego:) 
Do miłego, zielonego 🙂

8 komentarzy

  1. Hej kochana! Ale mnie tu nie było! jest tego jeden plus, mam teraz sporą dawkę twoich postów do nadrobienia, a co za tym idzie masę przyjemnej, pouczającej i dowcipnej lektury :)))
    Ogromnie zazdroszczę, męża i syna w wersji czytającej, mój M. niestety jest pozbawiony tej opcji :/ 😉 mam nadzieję, że córki wyrosną na mole książkowe, po mamusi 🙂
    Krulas jest powalający, a jego zęby… nie mam słów- przeurocze 😉
    W tym roku pierwszy raz robiliśmy z małżonkiem nalewkę i to właśnie malinówkę ! 🙂 Ha! Coś mi się zdaje, że tak jak z pichceniem do rana (w przedwigilijną noc), tak i w tym wypadku będę przy malinówce myśleć o Tobie 😉
    Dzięki, że rozwiałaś moje wątpliwości co do NIE okrywania zieleniny ogrodowej,bo wciąż się nad tym zastanawiałam-Owinąć, czy nie owinąć…? 🙂

    P.S. Ciekawe jak wygląda dom po zabawie "Małym chemikiem"… 😉

    • Zęby formowałam osobiście:) Cieszę się że wracasz, mam nadzieję że na stałe… Nie owijać, jeszcze nie. Dom wygląda normalnie, łazienka nieco przemoczona:):):) Mój syn lubi namacalne lekcje i doświadczenia, na pewno przydadzą mu się w nauce:)

  2. Witaj Ondraszo, nie wiem, czemu dopiero dziś cię odwiedziłam, chyba nie kojarzyłam tytułu bloga z Tobą. Ale już będę:)) Jak czytałam o twoich przedświątecznych szaleństwach to się zmęczyłam… Ale same Święta miałaś przepiękne! Ja też uważam, że prezenty książkowe są najfajniejsze, dostałam "Drugi dziennik" Pilcha i coś Emmanuela Schmitta. Odpoczynku i złapania oddechu życzę!

    • 🙂 No tak, można się zmęczyć od samego czytania, to prawda:) Mam podobnie z książkami kucharskimi-jak się naoglądam pięknych zdjęć to jakbym była najedzona:) Święta zaliczam do wyjątkowo udanych, to prawda. Czas okołoświąteczny również:) Pozdrawiam!

  3. I znowu – jak to po świętach, czegoś troszeczkę żal. Tym bardziej, że dziwne były: tu w ogrodzie stokrotki kwitną, a tu choinki rozświetlone przy domach. A co do podarunków – zawsze najbardziej czekam na prezenty ksiązkowe. Bo to juz rytuał świateczny. Nowa książka, pachnąca herbata i kot na kolanach, i co chwilę rzut oka na choinkę… Magia. Wszystkiego dobrego!
    Asia

    • Było minęło:) Tyle czasu przygotowań, Gwiazdka rozbłysła i zgasła:) Ale tylko pozornie – głębsza magia zostaje w sercach na dłużej:) Ja też lubiłam dostawać książki, a później zaszywać się z nimi pod kocykiem gdzieś w kąciku przy choince:) Pozdrawiam!

  4. Ondraszo kochana ja mam kilka cebul tulipanów do posadzenia….hihihi zapomniałam we wrześniu…i śmieję się ,że będą to może jedyne tulipany kwitnace wiosną….bo cała reszta jak tak dalej pójdzie zakwitnie zimą:))

    • Ja też mam jeszcze kilka ale zastanawiam się czy jest sens wysadzać teraz do gruntu, czy lepiej przechować w lodówce:) Cebule potrzebują przemarznięcia, a o takie na ogrodzie jakoś trudno:) No niezłe psikusy Natury…

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*