Wichrowe Wzgórza Kaszub i Hajduki na weekend:)

Kiedy znikam z radarów blogosfery na tak długi czas, to znaczy że roboty mam po uszy, albo i powyżej 🙂

Czas ten arbeitowy generalnie przypada dwa razy do roku: na wiosnę i na jesieni – wówczas robota  spływa szerokim strumieniem ze wszystkich stron. A że nie zamierzam być jak ten szewc co bez butów chodzi i we własnym obejściu też lubię mieć wszystko na tip top, to wypadam czasami z regularnego pisania, za co kajam się jak co roku:)

W zamian mam dla Was obiecaną na facebooku relację z Kaszub – warto przeczytać, bo w czerwcu kolejny długi weekend nas czeka, więc może ktoś zdecyduje się na odpoczynek na Wichrowych Wzgórzach kaszubskich wśród rozległych pastwisk, leśnej ciszy czy radosnego rżenia koni:)
O tym, że minioną majówkę spędzimy na Kaszubach było wiadomo już dużo wcześniej. W zależności od planów naszych znajomych, ilości dzieci jakie z nami pojadą oraz pogody mieliśmy wybrać tylko miejsce na nocleg. Mój nieoceniony Mąż wziął ten ciężar szukania na siebie i jak się okazało trafił w dziesiątkę – agroturystyka Hajduki to siedem hektarów wzgórz na których znajdują się pastwiska, stajnie, padoki, dwa świetnie zarybione stawy, chatka grillowa, plac zabaw rodem z małpiego gaju i całkiem spore zaplecze drobiarskie oraz kilka królików – zwierzaki można głaskać, karmić, zachwycać się i zazdrościć zarówno zwierzętom warunków w jakich żyją jak i właścicielom ich „dobrej ręki” do całego przybytku oraz inwentarza:)
Tak rozległy teren pozwalał wszystkim obecnym gościom na wybranie tego, co najbardziej im odpowiada i nie wiedzieć czemu nikt nikomu nie przeszkadzał: jedni więc słuchali muzy w typie dość głośnym monotonnym :), grillowali i polewali „do upadłego”, inni łowili ryby mocząc kija od śniadania do kolacji, jeszcze inni nie schodzili z końskich grzbietów. Wszyscy barwni goście Hajduków spotykali się trzy razy dziennie na posiłkach, które w magiczny sposób scalały tak różne barwne ptaki. W jadalni każdy zajęty był swoim talerzem z którego wymiatał do czysta – inaczej się nie dało:)
Wykupienie opcji all inclusiv było kolejnym fantastycznym pomysłem, bowiem większość specjałów jakie pojawiały się na stołach podczas posiłków to wyroby własne gospodarzy – jaja, wędliny, chleby, ciasta, pieczyste – uwierzcie mi kochani, to była rozkosz podniebienia:) Posiłki urozmaicone i obfite, a jak komu było mało – szedł po dokładkę. Kawę, herbatę czy inne napoje między posiłkami można było popijać na szerokich ławach w jadalni, na wygodnych kanapach przez wielkim telewizorem, na fotelach przed kominkiem, czy w rytm tarasowej huśtawki.
Pokoje o które najwięcej dopytywały dzieci były przestronne, czyste i schludne – żadnych fanaberii, normalnie i domowo. Zresztą przy pięknej pogodzie w pokojach tylko się spało:) Na pogaduchy, telewizor czy lampkę wina miejsca było aż nadto w jadalni – urokliwej i klimatycznej.
Hajduki same w sobie zapewniały wystarczająco miejsca do wyżycia się dla ruchliwych dzieci – obejście i podziwianie 7-mio hektarowej posiadłości zajęło nam większość wietrznej soboty:) Puszczana w niebo apaszka frunęła naprawdę daleko, a pogoń za nią dostarczała  nam iście dziecięcej radości:) Czuliśmy się jak Anie z Zielonego Wzgórza, choć mi (może przez obecność koni…) czas ten kojarzył się z miłosnymi perypetiami Cathy i Heathcliffa z Wichrowych Wzgórz:)
Tylko zamiast wrzosów był las stokrotek:):):)
Koń jaki jest każdy widzi, ale konie ze stajni hajdukowych to prawdziwie szczęśliwe klaczki i ogiery. Każdy ma tutaj swoje miejsce, swój kąt – obojętnie czy młode i narowiste, czy stare i spokojne. Nawet niewidomym koniem się zajęli – jedna z dziewcząt ujeżdżających te wspaniałe zwierzęta odnalazła ze starą, ślepą klaczką wspólny język – dogadują się doskonale, rozumieją bez słów. Klaczka nie musi obawiać się więc przykrego końca jaki zgotowałby jej niejeden właściciel stajni…
Mój syn okupował w sobotę staw szukając miejsca, gdzie „najlepiej biorą”. Poleciłam mu niewielką groblę – nie ze względu na ryby, ale na słońce, które w tym akurat miejscu operowało cały czas, więc wiedziałam, że nastoletnie siedzenie po prostu nie zmarznie. Rybom jednak jak widać również ten fragment stawu odpowiadał, bo odkąd zarzucił tam wędkę – co rusz miał chłopak branie. Łowił na zwykły chleb ze śniadania, co nie przeszkodziło mu wyciągnąć dziewięciu ładnych karasi:)
Bardzo miłym zwyczajem Gospodarzy jest przyrządzanie złowionych ryb, albo ich zabezpieczenie (zamrożenie) do czasu wyjazdu. Grupą byliśmy niewielką, z czego połowa z nas ryb nie jada, wobec tego na patelnię trafiły trzy największe okazy, zaś sześciu mniejszym zwrócono ku uciesze małoletnich wolność:) Niedziela oczywiście rozpoczęła się od błagania o kolejne pójście nad staw, jednak na ostatni, ciepły i słoneczny dzień mieliśmy inne plany: wybraliśmy się nieco dalej, poza staw i padoki i zrobiliśmy wycieczkę leśnymi ścieżkami aż do Dąbrówki, do jeziora Dąbrze. Jego czarne, humusowe wody i zarastające płem (grubym kożuchem z mchu, sitowia i innych roślin)  brzegi posłużyły mi za kanwę opowieści o bagnach, czarach na nich odprawianych, tajemniczych Druidach, Wodnych Pannach, Wodnikach Szuwarkach, Topielcach i Topielicach, Świteziance i innych cudach, o których młodzież słuchała z zaciekawieniem:) Policzyłam to za swój osobisty sukces, bo w dzisiejszych czasach bajarce cholernie trudno konkurować z fejsbukiem, My Craftem, Grą o Tron czy choćby z kucykami Pony:)
Kaszubskie lasy obfitują w niezliczone cuda natury, kwiaty, mchy, porosty, grzyby, jagody i borówki, są wspaniałym  miejscem na wycieczki krajoznawcze i zbierackie – oczywiście wszystko z poszanowaniem Natury! Z nosem przy ziemi albo głową w chmurach nikt nie będzie się tutaj nudził:)
A jak się jednak ciutkę znudzi, to rzut beretem jest Gniewino, w którym znajduje się bankomat :):):)
i które gościło podczas Euro 2012 reprezentację Hiszpanii, co widać na każdym kroku – również w odremontowanej infrastrukturze i zapleczu sportowym. Można też podziwiać okolicę z wieży widokowej (41 metrów robi wrażenie:)), rozegrać partyjkę na kręgielni, albo wyskoczyć na żagle na jezioro Żarnowieckie, najlepiej wcześniej podziwiając ogromny zbiornik wodny – największą w Polsce elektrownię wodną typu szczytowo-pompowego. A jak komuś nadal mało wrażeń, to dwa rzuty beretem od Gniewina jest Bałtyk:)
My jednak uciekaliśmy od gwaru i tłumu, więc oprócz odwiedzenia ściany płaczu i zrobienia małego rekonesansu w Gniewinie, szybciutko wróciliśmy do Hajduków, na stokrotkowe łąki, posłuchać radosnego rżenia koni, albo odnaleźć cuda natury wywołujące raz zachwyt, innym razem salwy śmiechu:)
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do wypoczynku w kaszubskich Hajdukach – na pół aktywnego, na pół leniwego.
Bardzo żałuję, że nie ma zdjęć z mojej „nauki jazdy konnej” – a może to i lepiej:)
Grunt że utrzymałam się w siodle zarówno podczas stępu, kłusu jak i galopu, jestem zdrowa i w jednym kawałku choć mąż mój uznał, że sam pomysł dosiadania zwierzęcia któremu bez schylania głowy mogłabym przejść pod ogonem:):):) był dość ryzykowny.
Ale kto nie ryzykuje ten byle jak żyje, czyż nie??? 🙂

12 komentarzy

  1. Bardzo sielsko i zachęcająco 🙂

    • Zaniczko, naprawdę polecam to miejsce – cisza, spokój, laba no i te KONIE:) Można spróbować, instruktorzy cierpliwi, jak zaczynasz panikować, to konia przystopują:) Warto się zresetować…

  2. Wygląda to na bardzo sympatyczne miejsce – ale nie ma co się dziwić, agroturystyka w ogóle ma swój klimat. Jeżeli ktoś nie ma parcia na zwiedzanie i fotki w znanych miejscach, tylko chce po prostu leniwo-aktywnie wypocząć, to rozwiązanie idealne. 😉

  3. Ależ się cieszę,że moje ukochane Kaszuby tak się Wam spodobały,a miejsce widzę wyjątkowo piękne!!!Buziaki!!!

    • Ha! Są piękne! Nie lubię płaskich powierzchni, wszelkie góry i doliny (trzeci wymiar jak to nazywam) dodają głębi. Kaszuby są cudowne! Uściski wielkie.

  4. I do galopu nawet poszłaś? Fiu, fiu… Miejsce bardzo fajne, więc być może my też się skusimy w wolnym czasie. Dla mnie konie a dla chłopaków połowy 🙂

    • Ankha, kilka chwil tego galopu i miałam portki pełne strachu, więc przerwaliśmy. 20 lat temu byłoby mi pewnei wszystko jedno czy złamię rękę czy nogę – cóż, miałabym wakacje:) Teraz jednak byłby to olbrzymi problem, bo ręcami i nogami na chleb zarabiam:) I już nie jestem taki gieroj jak dawniej. Trochę szkoda, ale czasu i metryczki nie cofnę:) Uściski!

  5. Kasia jakieś 80-90 km. Nie byliśmy jednak sami i sytuacja specyficzna, nie chcieliśmy zawracać Wam głowy w majówkę:) Ale sądzę że Kaszuby będą naszym stałym kierunkiem wypadów, więc nie raz jeszcze wprosimy się na herbatę:) Buziaki!

  6. jejku pięknie – to daleko od nas? Czemu nie wpadliście??? Buziole K

  7. Zamarzyły mi się wakacje 🙂

    • Oj, Wietrzyku, na wakacje to planują tam dwutygodniowe turnusy jeździeckie dla ekhm…"studentów":) Nic tylko ekipę zbiera i jechać:)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*