Z wizytą na Kaszubach

Wyrzucały mi dziewczyny na kaszubskim spotkaniu u Kasi i Andrew, że pisuję rzadko, ale jak już napiszę, to jest co czytać:):):) więc nie mogę ich zawieźć i tym razem! Zaparzcie więc najpierw wielki kubek herbaty:)
O tym, że wpadłam w czarną dziurę roboty i innych spraw na tyle skutecznie, że zniknęłam z radarów bloggerowych na trzy miesiące to już wiecie:)  lato minęło więc jak błysk letniej burzy i wielce się zdziwiłam, kiedy okazało się, że ostatni weekend wakacji właśnie nadchodzi, a w tenże jeszcze wakacyjny czas w kaszubskim ogrodzie wspomnianych już gospodarzy odbywać się miał Festiwal Plonów. Zapytałam więc Kasię, czy mimo tłumów ludzi już zapisanych na Festiwal znajdzie miejsce i czas aby i nas poczęstować angielską herbatą. Oczywiście znalazła, z uśmiechem zaprosiła, a herbata i inne specjały uległy iście biblijnemu rozmnożeniu – ogród pomieścił masę ludzi, jadła i napitku starczyło dla wszystkich – mało tego – wszyscy świetnie się przy tym bawili:)
Po kilku godzinach jazdy po polskich dziurach przyjechaliśmy lekko skołowani i od razu wpadliśmy w wesoły  tygiel festiwalowy- mnóstwo ludzi, śmiechy dzieciaków, aparaty wiszące na szyjach zafascynowanych każdym kwiatkiem babeczek, panowie zlokalizowani byli głównie wokół pomysłowego paleniska (czaję się na takie drugi sezon i nie mogę się zdecydować:)) i na kostkach słomy popijając i podjadając. Plotkom i ploteczkom nie było końca, a wokół wszystkich jak Dobry Duch  krążył fenomenalny Andrew dokładając na półmiski a to mięsiwa, a to podpłomyków, a to innych specjałów o których jeszcze powiem:) i wdając się w krótsze lub dłuższe pogawędki po angielsku rzecz jasna.
Kasia niczym wulkan energii miała dla każdego czas i uśmiech. Oczywiście nie obyło się bez spotkania w realu z innymi blogerkami – w zgadywanki poległam, każda z nas jest inna, nie każda uśmiecha się ze zdjęcia en face: Bramasole pomyliłam więc z Maszką, a Aga Felice była dla mnie zagadką do samego końca. Talibarę dziewczyny mi przedstawiły i gdyby nie to – za nic nie wiedziałabym z kim rozmawiam:) Była jeszcze Renatka, która nie ma własnego bloga (a szkoda) ale za to spod jej zdolnych rąk wychodzą dyńkowe cudeńka, o których TUTAJ pisała Joanna i Ewa co maluje marzeniami:) Reszta się nie przyznała że pisuje:):):)
Tak więc zamiast najpierw do toalety – obskoczyłam ze trzy razy warzywnik Kasi – jest naprawdę imponujący. I jeżeli chodzi o gabaryty (mam na myśli i metraż i wielkość warzyw) i w kwestii różnorodności. Tej BIO również – chociaż Kasia twierdziła, że do uprawy współrzędnej nie przywiązuje aż takiej wagi, bo ważniejszy jest płodozmian, to jednak cudne sąsiedztwo warzyw, kwiatów i „chwastów” rzucało się w oczy w pierwszej kolejności.
Niezmiernie mnie ten widok ucieszył, bo zebrałam ostatnio mało pochlebne słowa za półtora metrowe pokrzywy przy kompostowniku czy jakieś chwaściska między pomidorami. Broniłam się zaciekle, tłumaczyłam że to tak specjalnie, ekologicznie, że nawozy z pokrzywy i pokarm dla motyli…jednak w starciu z ogrodową pedantką nie miałam szans…u niej pod sznurek i sterylnie – u mnie jak u Kasi: roślinny balejaż:) Widok takiego wesołego ogródka mnie podbudował, ale co tam będę pisać – zobaczcie sami…
Spodobał mi się też pomysł na ogródek żwirowy – stworzony w tym sezonie dawał poczucie ładu i porządku, swoistej „sterylności” tego uroczego zakątka. Aspekt braku kurzu czy eliminacja chwastów z dość sporej części działki jest równie ważna – ciężko byłoby przyjąć 50 osób na mokrej, gliniastej ziemi:) Część ta tuż przy domku ogrodnika, szklarni czy zimnym inspekcie pełniła również rolę ogródka ziołowego. Zioła miały tu jak u Pan Boga za piecem: żwir zarówno utrzymywał wilgoć gleby, oddawał ciepło skumulowane w ciągu dnia i niemal całkowicie ograniczał rozrost chwastów.
Szklarnia zadziwiła mnie swoją betonową podłogą, co nie przeszkadzało Kasi uprawiać w niej pomidorów i papryki…w donicach czy bezpośrednio w workach z ziemią:) Betonowa podłoga z pewnością pomagała młodym siewkom (było tam ciepło, bo Kasia ogrzewa szklarnię i nie było walki z chwastami które ja toczę pod szkłem) i zapewniała szybkie porządki w szklarni. Obok uroczy, ceglany inspekt pełniący obecnie rolę przysiedziska:)
Każdy kąt miał dla gości niespodziankę, każdy detal przyciągał uwagę, za każdym razem jak szłam tą samą ścieżką widziałam coś innego – a to inne ujęcie, a to inne światło, a to drobiazg, którego wcześniej nie widziałam…
Ciasta i to kilka rodzajów, zupa dyniowa, podpłomyki z dipami, wyśmienita sałatka z papryki i innych tajemnych składników (Kasia obiecała przepisy na blogu!!!), sałatowy miks, kus kus z warzywami,  rewelacyjne ogórki Maszki (też obiecała przepis) i pachnące chleby – to królowało na stołach. Do tego kawa i herbata w urokliwej porcelanie z Bolesławca…no czyż to nie wspaniałe zwieńczenie lata???
Wszyscy bawili się świetnie, było wesoło, smacznie i kolorowo. Krótka pogadanka ekologiczna zapadła w pamięć zapewne wielu osobom – mam nadzieję, że te wskazówki i obrazki które wielu zabrało ze sobą w postaci zdjęć będą po wielokroć powielone w innych ogrodach. czego życzę Wam, Kasi i sobie:)

I oczywiście do następnego spotkania:)

Zarezerwowaliśmy sobie całe dwa dni na ostatni wakacyjny kaszubski wypad. Dzięki rekomendacji Kasi na naszą przystań nocną wybraliśmy Dworek Wybickich w Sikorzynie – ponad 250 letni dwór mający przebogatą historię – od 120 hektarowego majątku znamienitej rodziny, przez szkołę, sklep wiejski z malowanymi olejnicą kratami w oknach (!!!) po dzisiejsze przeznaczenie muzealno – parkowo – hotelowe.  Ujął nas atmosferą spokoju, przeszłości, wolnego życia…zakupiwszy wiktuały na kolację mieliśmy okazję popanoszyć się w starej kuchni…aż żałowałam, że nie można było rozpalić w kuchennej angielce i nastawić na rozgrzanej blasze wielkiego czajnika:)
Tym bardziej, że w Dworku było dość chłodno. Jako że obiekt był CAŁY nasz, mogliśmy pozwolić sobie na swobodne buszowanie w poszukiwaniu duchów, a później na długaśny maraton filmowy w sali bawialnej. Filmy oglądaliśmy pod ciepłymi kocami z kubasami gorącej herbaty z cytryną i miodem – bajka:) Poszliśmy spać dość późno, co nie przeszkodziło nam zwiedzić Parku już o 7 rano…odkrywanie ogrodu kuchennego dzielonego na bukszpanowe kwatery z ziołami (takie kwatery zwane  wirydarzami w pierwotnej wersji królowały za klasztornymi murami, później przeniosły się do dworskich ogrodów i modne stały się już w XVI wieku – w centralnym punkcie umieszczano rzeźbę, drzewo lub fontannę, zaś teren wokół dzielono na kwatery obsadzane ziołami ), stawów bajecznie pokrytych rzęsą, ogromnego, ponad 300 letniego dębu – Pomnika Przyrody czy niespodzianki w postaci zielonego labiryntu, to była czysta przyjemność:)
Żywopłot z klonów pospolitych – ciekawy przykład wykorzystania samosiejek:)
 Drzewo – na środku alejki, na osi widokowej…nikt nie wpadł na pomysł wycięcia. I całe szczęście:) Jakoś się w pasowało, wrosło, zarosło…pięknie wygląda i niczego nie psuje.
Drugie życie drzewa – nie wszystko trzeba karczować.
Smaczne i pokaźne śniadanie i zwiedzanie muzeum dopełniło nam przedpołudnie:)
W samo południe zapadła decyzja o powrocie – chcieliśmy jeszcze wpaść do pobliskich grzybnych lasów i trochę pobuszować w zieleni – buszowanie okazało się całkiem owocne, mamy więc trochę zapasów do wigilijnej zupy grzybowej czy kapusty:)
Droga powrotna to temat na osobnego posta, ale nie wiem, czy będę Was i siebie (ponownie) denerwować…grunt że polskie drogi (albo rozryte, albo bogate w tzw. wysepki, które UNIEMOŻLIWIAJĄ normalną, płynną  jazdę) nadają się tylko do umieszczania przy nich tabliczek o unijnym dofinansowaniu – do jazdy zdecydowanie się NIE nadają. Dotarliśmy do domu ponownie w 5 godzin po opuszczeniu Kaszub. Jechaliśmy w strugach deszczu, które to strugi towarzyszą nam nieprzerwanie od niedzieli:) Pisząc jednak dziś tego posta siedzę sobie przy trzaskającym wesoło kominku i zastanawiam się, jakie to ja mam wielkie szczęście. Tak po prostu – mam SZCZĘŚCIE:)
Z deszczowymi pozdrowieniami z Pracowni:)
P.S. Szczególne podziękowania dla mojego męża za to, że dał się nie tylko namówić na tę wyprawę ale i robił fantastyczne zdjęcia oraz dla mojego syna, który również obfotografował kilka miejsc – ich zdjęcia są pośród moich w tym poście:)

24 komentarze

  1. Magdaleno, b. dziękuję za opowieść. Piękne miejsca. Tylko gwoli poprawności jako fanka i posiadaczka tzw. "bolesławca" dodam, że to nie porcelana a kamionka. Pozdrawiam, Pszczelarnia.

  2. Pięknie pokazane, cudnie opisane. Oba "obiekty" piękne i choć każdy z innej bajki, to obie bajki zachwycające.

  3. I Ty tam byłaś? Cudne spotkanie 🙂 I sama nie wiem, czy bardziej by mi się podobało w ogrodzie Kasi, czy w dworku Wybickiego 🙂 Jedno z drugim na pewno złożyło się na wyjątkowy czas. Pozdrawiam ciepło 🙂

  4. Ooo, Madziu, i Ty tam byłaś? Super. Zazdroszczę. I bardzo Ci dziękuję, że napisałaś o chwaściskach i je tu i ówdzie pokazałaś:-) Będę mieć mniej wyrzutów.
    Ps. Muszę zrobić zdjęcie kosaćców, jakie wyrosły z Twoich nasionek. Olbrzymy są. W przyszłym roku to one już chyba zakwitną. Cieszą mnie bardzo.

  5. Jednym słowem miałaś przysłowiowe 2w1 ,bo jeden wyjazd a podwójne wrażenia. Piękne miejsca, obydwa, aż miło popatrzeć 🙂
    Pozdrawiam.

    • 3 w 1, a dziurawe drogi i związane z nimi wrażenia dostałam w gratisie, choć wcale nie prosiłam:) Oba miejsca polecam z całego serca przy najbliższej okazji, a grzyby… no cóż – koszyk w dłoń i w las:) Uściski!

  6. Przerwa w pisaniu zostaje Ci całkowicie wybaczona, bo jak już wróciłaś, to się oderwać nie można. Jestem pełna podziwu jak dużo udało Ci się z tego dnia zapamiętać. Bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać, choć gdyby nie podpowiedź Kasi, że gdzieś tam jesteś w ogrodowym tłumie to też nie wiem, czy bym Cię poznała.
    Ależ Wam zazdroszczę tej wyprawy na kaszubskie grzyby. Obiecałam sobie, że kiedyś jeszcze na grzyby tam się wybiorę.

    • Oj, cieszę się na wybaczenie, bałam się troszkę że o mnie zapomnicie:) Co do pamięci, to pod powiekami długo będę miała jeszcze te obrazy, bo wycieczka kaszubska obfitowała w wydarzenia, w których się nie tylko uczestniczy, ale także widzi i czuje – a takie rzeczy po prostu zostawiają ślad w pamięci:) O kaszubskich grzybach słyszałam tyleż samo dobrego co o tych dolnośląskich – nic, tylko koszyk i na polowanie:)
      Mi również miło było Cię poznać, czekam już niecierpliwie na kolejną okazję:)

  7. Oglądałam już jedną relację u Talibry a dzisiaj tu – pozostaje mi tylko pozazdrościć. Ogród przepiękny i bardzo naturalny. Piękne zdjęcia i ciekawe opisy. To był bardzo udany weekend a nowe znajomości bezcenne. Pozdrawiam cieplutko.

    • Relacje są jeszcze w innych miejscach, każda inna, więc warto zrobić przegląd. Weekend był jak najbardziej udany, to po naszej kiepskiej passie taki plaster miodu:) Na kolejnym spotkaniu mam nadzieje będzie nas więcej! Ściskam:)

  8. Rzetelnie opisałaś wszystko 🙂 Te same motyle pozowały nam do zdjęć na sadźcu i przypomniałaś mi o ogórkach Maszki, były rewelacyjne, pycha. Do zobaczenia 🙂
    Pozdrawiam serdecznie.

  9. Magda super wszystko opisałaś. Bardzo fajnie się czyta. Jesteśmy zaszczyceni, że przyjechałaś do nas z tak daleka! Buziaków sto! K

    • Kasiu, to my dziękujemy że nam listy przed nosem nie zamknęłaś:) To był przeuroczy czas! Buziaki i do zobaczenia może tym razem gdzieś na nizinach wielkopolski:)

  10. Madziu, jestem u Ciebie, zapamiętałam, dotarłam. :)) I bardzo się z tego cieszę. Muszę powiedzieć, że mam podobne odczucia – też nie wiedziałam kto jest kim, kto znajomy, kto nowy, kto pisze, a kto tylko robi zdjęcia. :))) Ale najważniejsze, że było bardzo sympatycznie i wszyscy się dobrze czuli. Kasia i Andrew to niesmaowici ludzie!
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło
    Ewa

    • Witaj, Ewo, cieszę się że zostałam odnaleziona:) Kaszubski ogród i jego właściciele nawet nie wiedzą, że wetknęli kij w mrowisko – teraz się nie opędzą:):):) Pozdrawiam dziś wreszcie słonecznie:)

  11. Zdjęcia, ogrody i wnętrza cudne!! Serdeczne pozdrowienia

  12. Madziu nie zawiodłaś z relacją, pomimo że usiadłam do kompa z kawą to czytałam jednym tchem…kawa ostygła bo zdjęcia oglądałam po 5 razy! Czytałam wcześciej Maszke i jak widać z Waszej relacji zabawa była cudna, a wrażenia wizualne zachwyciły nie tylko Was – uczestniczki spotkania, ale i Nas – podczytujące…
    Miłego dzionka życze!

    • Czuję się winna z powodu zimnej kawy:) Maszka robi wspaniałe zdjęcia, a zabawa rzeczywiście była przednia. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka impreza i przy kolejnej w końcu się spotkamy w większym gronie:) Ściskam:)

  13. Cudnie… Taki ogród uwielbiam, u mnie też pokrzywy i podagrycznik z malinami i czym się da, a ilośc dobrej energii z zabałaganionego, ale przeciez harmonijnego ogrodu jest niezwykła. Tak ma być, to dobre dla człowieka:)

    • Kalinko u Ciebie też cudnie:) Cieszę się, że takie ogrody cieszą się tak dużym zainteresowaniem i coraz więcej osób unika tylko tujek i trawnika:)

  14. Jak to dobrze ,że jak Ty już coś napiszesz to naprawdę jest co czytać. Z wielką przyjemnością przeczytałam tak wyczerpującą ralację z imprezy , o którą u mnie tak trudno. Cieszę się,że wszystkie mamy bardzo podobne wrażenia. Fajnie byłoby gdyby ta filozofia uprawy ogrodu spopularyzowała się szerzej. Zdjęcia superowe. Nie powieliłyśmy się nawet zbytnio :-). Dodatkowa atrakcja to ten polecany przez Kasię dwór wybickich. Widać ,że rzeczywiście bardzo ciekawe miejsce. Może następnym razem tam zamieszkamy chociaż pensjonat przy sosnach też miał swój niewątpliwy urok. Kaszuby w ogóle są piękne. A co do dróg , to też jestem zdegustowana główną drogą między Warszawą a Gdańskiem choć oczywiście jest lepiej niż było.Oby szło dalej w dobrą stronę. Ja też Ciebie bym raczej nie poznała ale blefowałam całkowicie mówiąc Twoje imię. Gdybyś to nie była Ty , to byś po prostu nie zareagowała :-). Pozwolę sobie przesłać spec całusy dla twojego uroczego synka.Ma w sobie bardzo dużo czaru.Buziaki i dla Ciebie .

    • Maszko, jednym tchem przeczytałam Twoją relację – zdjęcia cudne, jak zawsze:) Dworek polecam, bo oprócz wspaniałego parku i atmosfery to jest jeszcze "kawał historii". Każde miejsce jest piękne, jak to mawiają "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma":):):) Ale fajnie jest odwiedzić te miejsca, gdzie nas nie ma na co dzień. Naturalny ogród i życie w stylu slow (takie modne słówko ostatnio) to rytm natury po prostu – coś, co zgubiliśmy gdzieś po drodze i teraz usilnie szukamy podświadomie wiedząc, że jest dla nas najlepsze. Syna pozdrowię:) Ściskam Cię serdecznie i jak najbardziej domagam się powtórki imprezy:) .

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*