Migiem…jeszcze świątecznie, już noworocznie:)

Święta migiem przyszły, przeleciały, czar był i prysł jak banieczka mydlana pozostawiając miłe wspomnienia, smaki i zapachy które pamiętałam z dzieciństwa i usilnie postarałam się je powielić, pozostawiając echo śmiech dzieci i dorosłych, anegdotki, opowieści, wspomnienia które mieszały się nad stołem wigilijnym z aromatem karpia, barszczyku, sernika i kawy – czas pomyśleć o Nowym Roku:)

Tydzień przed Świętami zwaliło mnie z nóg-dosłownie. Po chorobie i szpitalu było już lepiej, już miałam nadzieję, że ze wszystkim zdążę, że zawezmę się w sobie i ponadrabiam zaległości, nie zawalę terminów, dam radę kupić prezenty niekoniecznie przez Internet, że jak zawsze będzie 12 potraw i dwie choinki…ale jak to mówią, człowiek myśli, Pan Bóg kreśli:) Jako ścięło- tak leżałam. Jak długa. Tydzień przed Świętami…znacie tę niemoc???
Oczywiście przeklinałam w duchu, że nie wzięłam się za kilka spraw wcześniej, ale…ja kurcze nie miałam czasu! No nie miałam. Niedoczas mój ukochany, stał się tym razem moją piętą achillesową:) Ustąpiło po kilku dniach. Poczułam się jak lokomotywa z wiersza Tuwima: najpierw powoli, jak żółw ociężale…i tak pomalutku się rozkręcałam, żeby zawalić nockę wigilijną i mimo wszystko dopiąć swego. Udało się, przynajmniej jeżeli chodzi o sama Wigilię.
Atmosfera Świąt, ta zachwycająca Magia i nieuchwytne „coś” co działa lepiej niż niejedno zioło:), to, że w moim domu wreszcie mam do dyspozycji prawie 30-to metrowy salon,  a nie 6 metrów kw kuchni,  w której do tej pory wszyscy się gościli – to wszystko dodało mi skrzydeł i komenderując niczym rasowy generał, porozdawałam zajęcia moim chłopakom i daliśmy radę:) Przyjęłam u siebie całą moją najbliższą Rodzinę – to był naprawdę wspaniałe chwile. Mimo wszystko:) Wielka szkoda , że nie byłam w stanie na bieżąco zdawać Wam relacji i okraszać tego wszystkiego zdjęciami…dziś przekazuję Wam namiastkę tego, co działo się u mnie w ten Świąteczny czas.
Dziś nawiało nam zimowych okruszków. Inaczej tego nie da się opisać: ani to śnieg, ani szron, ledwo pokryło źdźbła trawy, owiało zaschnięte liście buczka, ledwo napruszyło na zamarznięty stawik…ciężko nazwać takie zjawisko ŚNIEGIEM czy ZIMĄ:) Mam porównanie, choćby Wasze zdjęcia z Kaszub:)
Ujemne temperatury będą nam towarzyszyć jeszcze zaledwie kilka dni – później znów na plusie. Jak tak dalej pójdzie to nici z ferii zimowych – nam w tym roku przypadła druga połowa lutego. Czyli prawie wiosna:) O zjazdówkach czy biegówkach mój nastolatek może tylko pomarzyć. Chyba że w obcych landach będziemy gościć…
Dwa lata temu obiecywałam sobie, że zwolnię tempo i znajdę więcej czasu na wypoczynek. Nie udało się:) Po każdej chorobie muszę nadganiać zaległości, bo nie zawsze mogę pracować w domu czy w szpitalnym łóżku. Jestem trochę w kozi róg zapędzona i nie wiem jak z tego zaczarowanego koła się wyrwać:) Może pracę czas zmienić 😉
A może trzeba się tylko przeorganizować? Może zatrudnić pomoc, a nie ciągle tylko „sama i sama”…
Może zrobić sobie długie wolne, skorzystać z zaskórniaków i wyjechać na miesiąc? Odreagować i pomyśleć jak tu się z życiem wziąć za rogi, żeby nie osiwieć przed emeryturą:):):) Albo można jeszcze zapaść w długi sen zimowy i zbudzić się na wiosnę, niczym niedźwiedź – podobno podczas snu najlepsze pomysły do głowy przychodzą.
Zapasów po świętach mam aż nadto…tylko ta pogoda, to słoneczko, ta aura przedwiosenna…:) Misie nawet w ZOO nie chcą spać:) Pozostają jeszcze słodkości ku poprawieniu humorku i lepszego myślenia, te resztki smakołyków, które się ostały…
W wolne dni zawzięłam się i spakowałam dobytek w kartony – zrobiłam kilka kursów po schodach i rozparcelowałam wszystko w Pracowni:) Małżonek zasugerował (dobitnie zresztą) że na dopieszczanie Pracowni przyjdzie czas wiosną, albo nawet latem – teraz powinna być funkcjonalna i zacząć DZIAŁAĆ.
Odbiłam piłeczkę i zauważyłam, że bez powieszonych półek to nie da rady, bo nie mam gdzie książek upchać:) Zrozumiał i wnet przybył z wiertarką. Tak więc mam już półki i reling z Ikea na przybory moje nieocenione.
Odpuściłam póki co malowanie regałów i odnowienie biurka – Pracownia musi zacząć działać. Mam na czym siedzieć, przy czym siedzieć, mam oświetlenie i kominek – póki co starczy. W rogu przy oknie stanęła sztaluga, a u jej trzech zgrabnych nóg pudło z farbami. Do Pracowni na noc pcha się Pan Kracy. Kładąc niemałe dupsko przy kominku, grzeje się tak mocno, że obawiam się o jego futro:) No i jest jeszcze ON…
W piątek przed Wigilią, na spacer z psem poszedł Syn – było zimno i padało, a ja dopiero co stanęłam do pionu, więc wlałam nie ryzykować przeziębienia. Syn powrócił z małą, mokrą, wychudzoną kuleczką – nie wiem ile to kocie miało, na oko jakieś 6-8 tygodni…skóra i kości. Przechodził podobno przez jezdnię i „o mało nie wpadł pod samochód”. Syn poczuł się w obowiązku „uratować” zwierzaka:)
Dwa dni później daliśmy ogłoszenie że kocię znaleźliśmy – nikt się nie zgłosił do tej pory. Mąż, który jest zadeklarowanym psiarzem , a kotów – odkąd mu Pan Kracy porwał sprzed nosa wątrobiankę i zniszczył wyjściowe buty patrząc mu przy tym prosto w oczy RACZEJ nie lubi – kategorycznie odmówił kociakowi azylu, jednak nad Pracownią władzy nie ma :):):) Azylu udzielono Mockowi na mocy tajnego głosowania, a Mężowi pozostało przyglądać się, jak Mocek owija się niczym boa na mojej szyi i podgryza mi kolczyki mrucząc przy tym jak przystało na niebiańsko zadowolonego kotka:)
Mocek – bo miał Moc, aby nas do siebie przekonać i trochę dlatego, że ta Moc zadziałała w Nocy, tuż przed Wigilią:) Po Nowym Roku kocurek tradycyjnie wyląduje u weta na kastracji i ogólnym przeglądzie, będzie miał założoną książeczkę i przyjmie pierwsze szczepienia, z czego z pewnością zadowolony nie będzie. Trudno – cena azylu jest jasna: nie rozmnażamy się bez opamiętania i dbamy o zdrowie.
W warzywniku i ogrodzie póki co definitywny koniec sezonu. Na stanowisku została brukselka i zioła. Jarmuż ostatni (zerwany jesienią i upakowany do zamrażarki) skonsumowaliśmy przed świętami, żeby zrobić miejsce dla karpia w galarecie i innych smakołyków. Reszta prac jakichkolwiek musi poczekać do wiosny, albo przynajmniej na solidną odwilż. Bo wcale nie obiecuję, ze jak słupek rtęci wskaże w styczniu 10 stopni, to nie zabiorę się za żadne prace ogrodowe:) W pierwszej kolejności będę miała do naprawienia to, co zniszczył Orion: na trawniku, w ogródku ziołowym i w kręgu ogniska pojawiły się swa niewielkie kretowiska. Orion postanowił jednak złapać drania bezczelnego ze ogonek i „podążył za kretem”… Dążył za nim tak wytrwale, że wykopał w miejsce niewielkich kretowisk spore jamy. Pech chciał, że przyszła pogoda zimopodobna:) i ścięła rozkopaną glebę. Teraz MUSZĘ czekać na odwilż, a do tego czasu nie biegać po ciemku po ogrodzie – jamy są w sam raz na eleganckie połamanie kończyn:)
 Przed nami jeszcze Sylwester i najdłuższy miesiąc w roku. Najdłuższy, bo nie tylko ma 31 dni, my jesteśmy spłukanie po Świętach:), od stycznia wielu zaczyna spłacać kredyty które wzięła z końcem roku „na coś tam” żeby w PIT-cie rozliczyć, a tu jeszcze trzeba zacząć spełniać noworoczne postanowienia, które powzięło się i nierozważnie wypowiedziało na głos przy świadkach i to po kilku lampkach szampana:) tak więc wszyscy czekają, aż ten nieznośny, długaśny styczeń się skończy…potem jak zwykle, tradycyjnie przychodzi luty, który daje nam nie tylko oddech w postaci miesiąca krótszego o trzy dni, ale też osłodę w postaci całuśnych Walentynek. A po Walentynkach, jak co roku u mnie w domu rozpoczyna się najpierw przegląd nasionek, później pierwsze zakupy ziemi do siewów a dalej…dalej Kochani to już wiosna będzie:)
Ale póki co czekamy na śnieg.
DUUUŻO śniegu :):):)

28 komentarzy

  1. Madzia – wszystkiego najlepszego na Nowy rok!!! I ZDROWIA przede wszystkim, ściskam najmocniej jak się da:)

    • Asiu dzięki wielkie! Uściski serdeczne i pozdrawiam Noworocznie – sukcesów nie mniejszych niż wcześniej życzę.
      Zdrowie póki co stabilne:) Oby do wiosny. Buziaki:)

  2. Bo problem to jest zawsze z tym "ja sama". Przynajmniej u siebie takie obserwacje poczyniłam. Wykańczająca opcja, dołująca i generalnie ble… No ale jak tu się zmienić? 😉

    • Oj, JA SAMA to mam na drugie:):):) Ankha, nie da się zmienić, zmiany planuję w kolejne Nowe Roki:) i nic z tego nie mam oprócz frustracji jak ktoś inny wykonuje MOJĄ robotę i na dodatek ŹLE ją wykonuje. Te typy już tak mają. Trzeba kochać nas takie, jakimi jesteśmy:) Pozdrówka serdeczne

  3. Magdaleno….:)
    Udanego…zielonego…;) obfitego w zdrowie i czaaaaas 2015
    i szybkiego pomyślnego dopieszczenia pracowni…
    Przytulam Kicię i pozdrowienia noworoczne zostawiam…:)

    • Oj, zielonego…teraz zima na tapecie, śniegu porządnego mi brakuje, takiego jak u Kaliny – wyskoczyłabym na biegówki w sobotni poranek:) A tu nic – trochę posypało, na zmianę zamarza i rozmarza…ach…Kicia psotnik nieziemski:) Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

  4. Przytulny salon ze starociami, bibelotami, wiszące zioła, okrągłe oczy i mruczenie kocie – jak jak kocham takie klimaty 🙂 Co do organizacji czasu, to też mnie dopadło ostatnio tasiemcowe rozmyślanie, jakby się tu przeorganizować, by się zorganizować 😉 I mieć czas na odpoczynek i cieszenie się prostymi przyjemnościami życia bez zawalania tego, co konieczne. Dlatego życzę Ci świetnego pomysłu na Nowy Rok, sił do jego realizacji, zdrowia i uśmiechu każdego dnia!

    • Oj, tak, dobra organizacja to podstawa, choć i z nią bywają kłopoty. Zwłaszcza jak upycha sią w jedną dobę zbyt wiele spraw do załatwienia. Może to nieumiejętny wybór priorytetów i powtarzanie do znudzenia "ja sama to zrobię" – no bo nikt nie zrobi tego lepiej:) I los dał pstryczka w nos…
      Starocie uwielbiamy oboje z mężem, więc otaczamy się nimi w miarę możliwości:)

  5. Jak magicznie u Ciebie w domu. Ciepło i przytulnie. Kotek piękności wielkie!
    Czytam o przykrościach jakie Cię dotknęły. Musisz wolniej działać i zastanowić się co ważne, a co mniej. Porozgraniczać i żyć dalej:) Mnie w tym roku nieco dotknęło życie (nawet w przedostatnim dniu roku) , muszę też się nad sobą zastanowić, oby jak najszybciej i Tobie też tego życzę.
    Wspaniałych i zdrowych dni w Nowym Roku!

  6. Bardzo u Ciebie przytulnie i nastrojowo 🙂 Życzę zdrowia i duużo wolnego czasu w Nowym Roku 🙂

  7. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku Magdaleno! Dużo zdrowia, miłości, spokoju i samych szczęśliwych dni!
    Pozdrawiam serdecznie.

  8. Madziu nie miałam pojęcia, że choróbsko tak mocno Cie dopadło! Mam nadzieję, że poszło precz:) Cudowne Święta miałaś…no i nie zapomniałaś o nikim nawet ptaszki dokarmione … dobra duszyczka z Ciebie:) No i salonem sie cieszę razem z Tobą… kominek cudo (moje marzenie)… Ściskam mocno Noworocznie!

    • Bywa. Ale jest lepiej, żeby nie powiedzieć że już dobrze:) Kominek był moim marzeniem "od zawsze" – no i mam żywy ogień w domu. Cieszę się, że znalazłam Męża, który podziela tę fascynację domowym ogniskiem:) Uściski odsyłam i nowych pomysłów życzę!

  9. Znam to uczucie "małoczasu" więc świetnie Cię rozumiem. Może jednak warto zrobić sobie mały urlop? Właśnie teraz, zanim przyjdzie wiosna. Każdy potrzebuje czasem odpoczynku a zdrowie jest najważniejsze.
    Życzę Ci Magdusiu dużo szczęścia w Nowym Roku!
    Cieplutko pozdrawiam.

    • Ewa planuję ferie – druga połowa lutego. Tuż przed wiosną:) I palcem się tknę c najwyżej porannej kawy:) Uściski wielkie i dziękuję za ciepłe słowo.

  10. Oj Słoneczko, tak nie można! Musisz zwolnić, zaczerpnać powietrza aż po pępek i choć przez chwilę zawiesić się dobrowolnie! Bo jak widzisz, życie samo decyduje o tym kiedy nas do parteru sprowadzi, i raczej nie pyta czy nam termin pasuje. 😉
    Zdróweczka!
    Uściski
    Ewa

    • Ewunia, zwolniłam. Byczę się. Oddycham głęboko, pomalutku. A że życie nie pyta…no cóż, nie wszystko da się zaplanować. I nie żebym się z tym godziła – wręcz przeciwnie, wkurza mnie to i to bardzo. Tak już mam, że rękę na pulsie trzymam zawsze i wszędzie. Wiesz co mnie w szpitalu najbardziej przerażało? Znieczulenie:) Bo przez te kilka chwil na nic nie miałam wpływu. To mnie denerwowało bardziej niż finisz operacji…:) Taki charakterek trudny mam. Uściski wielkie:)

  11. Cieszę się bardzo, że już lepiej, że masz energię i działasz, co tam tempo, ważne, że do przodu! Świeta piękne, Mikołaj mnie rozczulił, i kamionkowy kubeczek, i kociak, i wszystko…zdrowiej cało ściowo, twórz, pojawiaj się gdy chwilka odpoczynku pozwoli, ślę dobre myśli!

    • Tempo zwolniła, jakby poszalała miałabym jeszcze wianki na drzwiach i ścianach. Kalino, do przody trzeba, nie wolno za długo stać w miejscu. A tym bardziej na leżąco:) Gwiazdor to mój Wujek, jest niezastąpiony w tej roli! Raz tylko mieliśmy święta bez Gwiazdora – byliśmy już z kuzynką i bratem "duzi" i dorośli postanowili, że prezenty znajdziemy pod choinką…to były dla mnie smutniejsze święta niż te w '81. Od tamtej pory Gwiazdor jest rokrocznie. Dobre myśli łapię w locie i kolekcjonuję:) Dziękuję!

  12. przytulnie tam u Ciebie 🙂 śliczny kotek

  13. Madzia, ależ Ty masz szalone tempo i niewyczerpane pokłady energii. Ledwo ledwo święta się skończyły, a Ty już galopujesz przez walentynki do wiosny, ledwo się wykaraskałaś, a już wigilia dla całej rodziny. Toż twoi panowie chyba ledwie zipią przy takiej kobiecie-torpedzie 🙂 A tak serio, mam nadzieję, że czujesz się lepiej i wszystko w porządku. Proszę dbaj o siebie, bo zdrowie dostajemy tylko jedno.
    Ten kociak to powinien chyba mieć na imię Fuks, bo żeby przyplątać się akurat do Was i to przed samą wigilią to naprawdę trzeba mieć fuksa.
    Pracownia prezentuje się bardzo przyzwoicie, ale ten piecyk, czy też kominek to już po prostu dzieło sztuki.

    • Nie wiesz, że najgorsze co może spotkać kobietę to leżenie i czekanie, aż samo się zrobi? 🙂 Rodzinkę zaprosiłam już dawno, więc nie wypadało się wycofać. Chłopaki pomagali, a jakże – w końcu nie mieszkam sama:) Co to za facet, co do stołu nie umie nakryć, ziemniaków obrać czy łazienki na błysk nie wyczyścić:)
      Zdrówko wróciło do normy. Tak jak pisałam, za szybko chciałam zatrybić i się wykoleiłam:)Fuksik? Kot Megi ma tak na imię. Nie będę podkradać:) Ale miał fuksa, to fakt. Syna pochwaliłam, ma wielkiego plusa. Mąż tylko zastrzegł, że DT dla kotów nie zamierza prowadzić i więcej sobie takich znajdek nie życzy. Hmmm:) Kominek jest niewielki i trochę nieustawny – będziemy go korygować, teraz jednak Pracownia musi działać. Tak więc pomalutku:)
      Buziaki!

  14. Nie wiedziałam ,że aż tak Cię mocno choroba dopadała. Dobrze ,że już wyszłaś z tego. Uważaj teraz.Otulaj się kotkiem. Nie za wcześnie na kastrację? Ja ze swoją Mańką jeszcze czekam mimo ,że majowa jest.Zima przyjdzie, nic się nie martw. Może właśnie w lutym dopiero. I potrwa króciutko ,tak akurat przez ferie. Ja już kiedyś nie mogłam się oprzeć pokusie ,żeby nie zerknąć na dział z nasionami w pewnym markecie. Chyba jeszcze wszystko ubiegłoroczne.Idę robić torebki na nasionka do KPN.:-)

    • Dopadła, bo za szybko po operacji chciałam wrócić "do żywych". A to zawsze się mści. Człowiek lat ma "dzieści" i nadal takie głupstwa popełnia:) Nie wiem jak będzie z kastracją, nie wiem ile maluch ma dokładnie tygodni – pojedziemy do weta to się wszystkiego dowiem. Kocurki kastruje się trochę wcześniej, żeby nie nauczyły się znaczyć terenu. Z PanKracym zwlekałam i sika mi po kątach. A tej zimy to mi brakuje, że hej…mam niedosyt po zeszłym sezonie, kiedy zjeżdżałam niemal po samej trawie:) I to w Białce. Na nasionka zerkam, a jakże, ale muszę się mocno trzymać w ryzach, bo za dużo tego mam. Uściki:)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*