Podsumowanie sezonu i Zielony Kącik Badawczy

Ten post będzie wegetariański w stu procentach:) Cały bowiem będzie się kręcił wokół ogródka warzywnego i ogrodu jako całości. To taka „spowiedź narwanego ogrodnika”. W sam raz na koniec sezonu, w sam raz przed noworocznym „postanowieniem poprawy”:)
Jak wiecie, nie mam ogrodniczego hamulca. Hydrauliczny właściwie nie działa, ręczny szwankuje:) Dlatego jestem obsypana wręcz nasionami, siewkami, sadzonkami, wszelkim zielonym które wysiewam do ogrodu gdzie się da. I pochylę się nad każdą roślinką, każdej dam szansę. Czego nie wysadzę w ogrodzie – rozdaję albo szukam miejsca, które moZna „zagospodarować” moimi roślinkami. Oczywiście chodzi o rośliny rodzime, egzotów i wrażliwców wszelkiej maści nie wysadza się „na pole”.
Ogród mój  nie przestaje mnie zadziwiać. Jedne rośliny poszalały w zeszłym sezonie, więc w tym obstawiałam je jako „pewniaki”, inne zaś w zeszłym ciężko rosły i słabo owocowały – wysiałam i posadziłam ich niewiele, a te z kolei mnie miło zaskoczyły:) Zdaję sobie sprawę, że moje studia i obrona, zbyt liczne zadania zawodowe, ciągnący się remont i wreszcie upragnione wakacje odbiły się niekorzystnie na plonach, zwłaszcza tych z czerwca i lipca. Bardzo zależało mi zwłaszcza na plonach które miały wyrosnąć z nasion które dostałam z Zielonego Kącika Badawczego – rzodkiem Mantanghong, fasolnik chiński oraz pomidory cherry Pokusa.

Szlag  trafił rzodkiew Mantanghong – pierwszy siew zmarniał podczas mojego wyjazdu – ogrodem opiekowała się Babcia, która nie dostosowała podlewania do afrykańskich upałów, drugi zaś siew z początków września najwidoczniej nie ma zamiaru wydać plonów mimo mojego chuchania i dmuchania, opatulenia na zimne noce i odczynienie uroków nad rzodkiewkowa grządką. Co dziwne zwykła rzodkiewka jak najbardziej karmi nas okrągłymi, czerwonymi główkami…
Za rzodkwią Mantanghong poszła w niebyt reszta ogórków i cukinie rosnące w słońcu – te pod drzewami owocowymi uchowały się i obrodziły. Swoje zrobiła również moja „ogrodowa pazerność” i ponowne (nigdy się chyba nie nauczę…) nasadzenie masy zieleniny na zbyt małym metrażu:) I choć wyszłam z warzywami nawet na rabaty, to i tak miejsca było zbyt mało… Ogród w tym roku był kolorowy tylko dzięki Klubowi Pożądanego Nasionka i moim zapasom smagliczki, lobelii i aksamitek, a także niezawodnym bylinom i cebulowym, które hurtem zakupiłam w listopadzie zeszłego roku. Kwitnie jeszcze pelargonia, ale to już końcówka – muszę ją schować, bo od przyszłego tygodnia ma przymrozić nieco mocniej. Zresztą w grudniu nie będę ryzykować. 
Nasiona wysiane już pod koniec lutego zdominowały wszystkie parapety. Prowizoryczna szklarnia również się przydała:) Roślinki miały jak u pana Boga za piecem i  rosły piękne i zdrowe. Najbardziej drżałam o fasolnik chiński, który dostałam z Zielonego Kącika Badawczego, bo niby fasola, ale jednak fasolnik:) 
Ale że fasola ZAWSZE mi się udawała, więc martwiłam się raczej pro forma. Kiedy z pierwszymi cieplejszymi dniami rozpoczęłam hartowanie nic nie zapowiadało katastrofy. Młodziutka sałata szła na pierwszy ogień, czyli od razu na talerz – takie nietypowe przerywanie siewek. Bób w marcu wysadziłam do ogrodu – rósł pięknie. Pomidorki przesadzałam do coraz większych doniczek, w końcu wysadziłam na grządkę, ale zabezpieczyłam przed przymrozkami – pomidory z Kącika Badawczego cherry Pokusa – też bałam się, czy przetrwają, bowiem w poprzednim sezonie większość pomidorów sczerniała i opadła. Ale Pokusa i inne pomidorki rosły jak na drożdżach, między nimi zaś koper.  
Za to fasolnik…jego liście zaczęły robić się pergaminowe, a sama roślinka ewidentnie chorowała. 
Sadzonki przesadziłam do większych doniczek, delikatnie zasiliłam nawozem, raz jeszcze przeczytałam kilka stron w Internecie o fasolniku i profilaktycznie wysiałam nowy, jakby ten z lutego jednak nie przeżył. Roślinki marniały w oczach, kuliły listki i w końcu padły. Czy za wcześnie wysiałam? Nie sądzę – fasola tyczna oraz szparagowa miały się bardzo dobrze. Po 15 maja na miejsce docelowe poszły wszystkie ciepłolubne – ogórki, fasole, cukinie i… fasolnik. Roślinki z drugiego siewu wyglądały zdecydowanie lepiej, choć daleko im było do zdrowej, krzepej fasoli szparagowej czy tycznej. Fasolnik posadziłam w dwóch miejscach: w miejscu zacisznym i słonecznym oraz równie zacisznym, ale lekko zacienionym. Dostał podpory i razem z tyczną rozpoczął wyścig do chmur:) 
Wyścig bardzo szybko zaczął jednak przegrywać, ten ze słonecznego miejsca (teoretycznie lepszego) nie chciał się piąć, zaczął płożyć się po ziemi. Ten zaś z zacienionego (teoretycznie gorszego) chwycił się płotu i poszedł w górę. Jednak był mizerny – liście fasoli tycznej (miałam trzy: zielona…, fioletowa… i żółta…) były mocno zielone, jędrne, obsypało je kwiatami. Fasolnik zaś miałam wrażenie zatrzymał się w rozwoju. Ten z miejsca słonecznego nie zdążył wypuścić kwiatów – kilka liści smętnie zwisało z łodygi, w końcu zmarniał. Ten z miejsca zacienionego zawiązał…6 strąków (słownie: sześć) 
Nie wiem gdzie zrobiłam błąd. Może mu towarzystwo nie odpowiadało? Jeden sąsiadował z ziołami i papryką, drugi z krzewami aronii (ten drugi zaowocował, sąsiad papryki nie). Zaparłam się – w przyszłym roku wysieję go ponownie, zobaczymy co przyniesie przyszły sezon.

Pomidor cherry Pokusa owocował pięknie do października – zebrałam wszystkie zielone i dojrzewają sobie na tarasie. Najsłodszymi pomidorkami jednak, mającymi do tego miękka skórkę (z innych musiałam ściągać skórkę, była twarda i skórzasta) był cytrynek. Jego żółte grona cudnie się złociły, połowę z miseczki zjadałam zanim dotarłam do kuchni:)

Tak więc Zielony Kącik Badawczy obfitował w nowe doświadczenia, o innych eksperymentach możecie poczytać Na Ogrodowej.
Sezon u mnie jeszcze trwa, choc będzie to zapewne tydzień, może dwa… mam jeszcze do wysadzenia cebulowe – dopóki ziemia nie zmarznie spokojnie można sadzić. Kto nie zdąży wysadzić do gruntu – niech sadzi w doniczkach – multipaletkach i zapewni cebulom minimum trzy miesiące chłodu. TUTAJ o tym pisałam – sprawdzona metoda, polcam wszystkim spóźnialskim zagonionym:) Częściowo chciałabym rozłożyć urodzajną warstwę zebraną spod ścieżek (urodzajną?…hmmm:)) i oczywiście wzbogacić ją kompostem. Wałowaniem i trawnikiem (najpewniej z rolki…) zajmiemy się dopiero wiosną. No cóż, ogród i budowa to nie najlepsze połączenie…Mamy jeszcze w planach ogrodzenie i murek, a ten będzie pośrodku trawnika… dlatego tak cisnę Pana od Ogrodzeń, żeby się sprężył i przyjechał TERAZ i jeszcze TERAZ to zrobił, bo ziemia przez zimę pięknie się uleży i spokojnie będę mogła zaczać sadzić. Jak rozryją mi wszystko na wiosnę, znowu będę miała opóźnienia i dużo więcej pracy ( o zniszczeniach w zieleni nie wspomnę…)
W warzyniku wytyczone miejsce na szklarnię…kupimy najpewniej zimą, na wiosnę powinna już stać. Nie będzie ogrzewana, chyba że końskim obornikiem. Podobno świetnie się sprawdza.
Kolejną rzeczą do załatwienia jest zasłonięcie tego, co sąsiad przez lata ustawiał na swoim ogrodzie…
Bo że zasłonic to trzeba, nie ulega watpliwości:) Na nasadzenia nie mam miejsca, częściowo rosły tutaj żywotniki, ale były takie arachityczno-wybujałe, że wycięliśmy. Tym bardziej, że nie zasłaniały wszystkiego, a sadzone były BARDZO przypadkowo. Pierwsze kroki skierowaliśmy do drewnianych paneli które obsadzimy pnączami i ozdobnymi roślinami cieniolubnymi które nie rozrosną się zbyt mocno na boki, za to zwartą formą „pójdą w górę”. Mam całą zimę na wyszukanie odpowiednich rarytasów:) Część juz kupiłam (no nie mogłam się oprzeć…). To chyba jedyna droga.
Druga część domu zabrała nam prawie 100 m kw ogrodu. Byłoby mniej, gdyby nie przepisy budowlane i brak zgody na ciągnięcie domu „po granicy”. Ale niewiele mniej, nie ma więc o co kopii kruszyć:) Tak więc zielona przestrzeń trochę nam się skurczyła, ale zimą też trzeba jakoś po ludzku mieszkać:) Latem bowiem w domu tylko śpimy:) Połowa szanowna latem nawet pracuje w ogrodzie – przedłużacz, laptop, pifko i burza mózgów:) Teraz mamy taras, który trzeba zadaszyć (ja sobie podliczę pod koniec tego posta ile tego „trzeba” zrobić!) I tu mam kolejna zagwodzkę – jako projetant powinnam mięć błysk intelektu i pomysł, a ja się WAHAM:) Podobno najgorzej projektować własny ogród:) Wierzę…
Problem jest banalny: taras ma być zacieniony i nieprzemakalny. ALE nie chcemy mieć widoków z okien na
dachówkę. I nawet jeżeli szarpnę się na zielony, ukwiecony dach, to i tak stracimy widok na…oczko wodne:) 

Z kolei ażurowy taras obrośnięty pnączem nie spełni swojej roli nieprzemakalnego… A i zimą posypie nam śniegiem na meble, które ważą tonę chyba:) Są piękne i szkoda żeby się zniszczyły:) Płótno żeglarskie szybko straci świeżość – wszsycy wokół palą w piecach nawet latem żeby wodę ogrzać:) Masa sadzy w powietrzu skutecznie zniechęciła mnie do materiałów na ogrodzie:) Markiza odpada, nie cierpię takich wynalazków. Poza tym na tarasie ma być urządzony swoisty zielony, letni pokój „na powietrzu”. Tak sobie myślę, że ten zielony dach to też ładny widok z okna, a i szlaki poprzecieram, bo jeszcze nie robiłam?

Fot. Internet

…a może jednak ażur??? Dach z powojników i róż pnących, albo jeszcze lepiej z winogron, takich soczystych, żeby zrywać bez podnoszenia siedzenia z ławki… W końcu jak często u nas pada???

Fot. Ogrodowisko
No często, już niejedna impreza była odwołana, „bo deszcz”…a tak, w zielonym, osłoniętym pokoju…więc może jednak zielony dach?…:) 
A może pół na pół?…

Fot. Internet

I tak będę się bujać do wiosny, możecie wierzyć:):):)
Ogród ponownie wygląda jak pobojowisko. W niedzielę było trochę cieplej, więc wyszłam i ogarnęłam z grubsza. Wysadziłam czosnki – poszły między truskawki. Pani sprzedająca zapewniała, że czosnek jest polski – był w warkoczu. Jak przyjechałam do domu i przyjrzałam się warkoczowi dokładniej, to okazało się, że główki są ścięte i sznurkiem uwiązane do pęku czosnkowych łodyg i liści…mam nadzieję, że czosnek jednak polski, że  wykiełkuje i że za rok będę miała własne warkocze zdrowego, nie chińskiego czosnku:)
Jak już pisałam, nie mam jeszcze paneli oddzielających nasz taras od sąsiada. Mam za to częśC roślin, które miały przy tym płotku rosnąć…zadołowałam je wszystkie na grządkach – nie wyrobimy się przed mrozami. Nie damy rady, a mrozy mogą w każdej chwili szkód narobić. Trzeba się więc zabezpieczyć.
Wszystkie rośliny wykopane są zadołowane. Te z kupione z gołym korzeniem również.
Rośliny które kupiłam w donicach zadołowałam wraz z nimi – nie chcę, żeby się rozrastały, a i łatwiej będzie mi je wykopać wiosną.
Niczego  nie okryłam jeszcze geowłókniną, ale już przygotowałam sobie płachty „na wymiar” – codziennie sprawdzam prognozę, lekki mróz im nie zaszkodzi, jak temperatura spadnie do -5 może być różnie. Płachty i sznurek mam uszykowany tak, żeby w każdym momencie móc zareagować na mróz.
Zbyt wczesne okrycie roślin może sprawić, że temperatura pod kołderką będzie zbyt wysoka i nabrzmiałe pąki mogą być uszkodzone przez mrozy w styczniu lub lutym.
Bo jaka będzie tegoroczna zima nie wie nikt, a ci, którzy twierdzą że wiedzą, BARDZO MOCNO mijają się w prognozach:)
Nagietki trzymają się dzielnie i rozweselają koniec listopada pomarańczowymi kwiatami. Gdzieniegdzie niebieskim oczkiem mrugnie lobelia. Fioletowe kwiaty macierzanki poszarzały nieco i choć zioło pachnie nadal mocno, „przysiadło” jakoś smutno na rabacie. Kwitnie jeszcze pelargonia, ale to już końcówka – muszę ją schować, bo od przyszłego tygodnia ma przymrozić nieco mocniej. Zresztą w grudniu nie będę ryzykować. Perukowiec Podolski „Royal purple” jak przystało na nazwę płonie wśród zimozielonych – tak przy okazji: jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że „zimozielone” zostały przemianowane na „zawsze zielone” lub patetyczne „wiecznie zielone”. Niby logiczne, że skoro zimozielone, to jakie są latem, jednak jakoś mi to „wiecznie”, czy „zawsze…” nie pasuje. Błąd w nazewnictwie robie więc świadomie:), przekornie, choć może kiedyś się przekonam. Dwie hałdy ziemi zebranej spod ścieżki i tarasu leżą i straszą. Jedna „zasypała mi” krzew żylistka…no wiem, że bez liści jest, ale chyba było widać, że to krzew… 

Musze rozgarnąć tą ziemię, oczyścić z kęp traw. Pracy sporo, dobrze że weekend na horyzoncie:) Mam tylko nadzieję, że w miarę ciepły i bez opadów. Może uda nam się zdążyć.

Miłego weekendu wszystkim!

17 komentarzy

  1. Nie, musi być rynna – zaraz obok tarasu mam oczko:) To w końcu chałupa dla moich zwierzaków okołowodnych, nie mogę im syfu z mieszkania robić:) I pod tarasem konieczna lampa wisząca, mam wizję:) Nad zasłonkami bocznymi się zastanawiam, zobaczymy. Będę informować na bieżąco ajk coś wymyślę:) W tyłku mam motorek, nie piórko, czasem tylko baterie siadają. O tej porze ładuję czekoladą z orzechami i malinówka, a jako olej silnikowy robia czasopisma ogrodnicze z poczatków i środka sezonu:) Teraz świąta napędzają, ale w styczniu będę się nudzić, więc z pewnościa coś wymyślę:) Pozdrówki!
    Mój warzywnik to pikuś – Kasia B ma teren obsadzony do podziwiania! Wykarmiłaby zieleniną pół armii:)

  2. a daszek- płachta z impregnowanego poliestru? Łatwo wyprać, bo lekki, sam schnie. Syf poza tym spłynie po impregnacie. Tylko musi być "niebrudzący" kolor, niestety. Do tego zasłony z organzy z Ikei, te po 39 zeta, mogą zostawać nawet na zimę, malowniczo płowieją (sprawdziłam). Ach, chyba sama sobie tak zrobię na wiosnę, ach. I mam taką starą futrynę drzwiową.
    Podziwiam twój warzywnik, jak wiesz. I napęd do roboty, po prostu piórko w pupie.

  3. Ondrasza dzięki serdeczne za udział w akcji Zielonego Kącika – szkoda tych fasolników, ja jeszcze ich nie próbowałam uprawiać, ale chyba się skuszę, bo ogólnie uwielbiam fasolki – tak więc będziemy razem eksperymentować w przyszłym roku 😉

    Czy mogłabyś proszę przesłac mi na maila biuro@angielskieogrody.com swój adres pocztowy, bo mam już przygotowane nasionka. Pozdrawiam ciepło, K

    • Ja też żałuję – w przyszłym roku zwrócę na fasolnik większą uwagę.
      Aders wysłałam już jakiś czas temu, ale prześlę raz jeszcze.
      Pozdrawiam:)

  4. Ja się cieszę jak głupia bo u mnie w tym roku nici przeolbrzymie:) Pierwsze pomidorki miałam w połowie września:) Ale nic to! może w przyszłym roku. Pozdrowienia

  5. Podobne dylematy! Obejrzałam setki inspiracji i setki okolicznych tarasów i skłaniam się do rozwiązania pół na pół tzn. przy domu pełny dach (przejrzysty) a od połowy ażurowy i obrośnięty pnączami.
    Materiały, markizy, płócienne płachty są piękne przez chwilę, niestety…
    Ale nie wiem, czy w przyszłym roku damy radę go już mieć, więc chętnie obejrzę jak Wam wyjdzie…
    Pozdrawiam!
    m.

  6. Kiedy Ty to wszystko ogarniasz? Szacun! Moje pelargonie ciągle w najlepsze kwitną. Tego w grudniu jeszcze nie przerabiałam.

    • jak wyżej:) Pelargonie też mają pojedyncze kwiaty, ale już na nie czas. Pamiętam zimę 2002 roku (styczeń/luty) i prawie 20 stopni na plusie. Studenci przy fontannie przed Operą leżeli na ławkach w krótkich rękawkach (gorąca krew!), a emerytki w płaszczach i czapach mimo ciepła, no bo jak to w lutym się tak rozdziewać??? Jakieś niecałe dwa tygodnie tak było, potem ochłodzenie i na koniec lutego jeszcze śniegiem sypnęło:)

    • I sklerozy nie masz…
      Bo ja tego nie pamiętam.

    • To pamiętam, bo mój Brat się żenił w końcu lutego 2002 j jak jechałam po kreację do miasta to miałam tylko bawełnianą bluzeczkę i kamizelkę wiosenną i cieszyłam się, że tak ładnie i nie trzeba w każdym sklepie rozbierać się z zimowych ciuchów do przymierzania. Pogoda była naprawdę piękna, masowe obleganie ławek w słoneczku. Tylko wiało:) Za to w dzień ślubu było pełno śniegu:)

  7. Jejku Madziu jak Ty to wszystko ogarniasz???? Pełna podziwu jestem dla twojego zapału i wiedzy – bo że jest wielka to widać. Co do tarasu to bym widziała zielona pnącza a po bokach lniane zasłony…takie cudo mnie sie marzy:))) Ale temat wart przemyślenia, ciekawa jestem jaką ostateczna decyzję podejmiesz…

    • Nie ogarniam:) Mam tyły jak stąd do Londynu albo i dalej. Nie chciałam lnu na tarasie, bo będzie ciągle upaskudzony…wiem, ze to pięknie wygląda:) Ale nie wszędzie wszystko mozna, niestety. Pozdrawiam:)

  8. Anka, po ciemku sadziłam…zdjęć nie mam, bo szrówka była na maksa. Kiedy mam to robić, jak o 16 słońce zachodzi?…:) Słuchaj, ja jeszcze po słowie nie jestem z Panem od Ogrodzenia, więc jak mnie wkurzy, to poproszę o kontakt do Teścia:) No proszę, a tak długo szukałam…czemu od razu nie reklamowałaś rodzinnej firmy, hę?..:)
    Sezon podsumujesz, bez obaw. W razie czego rzodkiewka zwykła zawsze urośnie:) I szabelek, czyli fasolka szparagowa, albo ziemniaki posadź – myśmy sadzili…własne młode…z masełkiem i koperkiem…miód malina!

    • Dzisiaj moja latorośl wyraziła życzenia ogrodowe: kukurydza, ziemniaki, fasola, groszek i rzodkiewka. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś wcisnąć mój jarmuż i inne roślinki, które chcę 😉
      No i cóż – reklamując, to będziemy mieć w końcu schodki do domu, bo teściowi napomknęłam dwa słowa 😉

  9. Kurcze, Ty już dałaś radę z czosnkiem, a ja ciągle z zamiarem tylko. Mam do wysiania ozdobny i wysadzenia zwykły między truskawki 🙂 Jak już mogłam się za to wziąć, to taki wicher u mnie był, że głowę urywało.
    Winogronka na tarasie są bardzo fajne. Wiem coś o tym i polecam. A może jednak płótno rozpinane pod winogronkami? Współczuję dylematu. I rzeczywiście warto z bramą naciskać a nie potem pobojowisko znów w ogrodzie robić. U nas w przyszłym roku wymienimy, ale na szczęście M. będzie się zajmował montażem. W końcu teść ma firmę ogrodzeniową 😉 I nawet przezornie kabel do siłownika już zakopał mój Małż w trakcie kładzenia kanalizy.
    Ciekawe jakie ja będę miała warzywne podsumowania po moim pierwszym sezonie 😀

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*