Nie, NIE!…jeszcze nie teraz…i w Kamiennym Kręgu:)

…nie będę gadać o świętach! Jeszcze nie będę stroić domu. Jeszcze mamy listopad. Jeszcze nie czas. Jeszcze nie było „przejścia” od złotej polskiej przez mokrą listopadową po śnieżną grudniową. W górach to i owszem, biało tu i ówdzie, ale u nas jeszcze nie. Więc choć we wszystkich centrach już bombki wystawione, w magazynach już sesje wykonane:) i choć dekory piękne, aż chce się zacząć, bo to czas prawdziwie magiczny, to jednak jeszcze nie teraz. Poczekam sobie do grudnia, do Mikołajek – wtedy rozpocznę swoje rytuały okołogrudniowe, bożonarodzeniowe.
Teraz poszalałam kaktusowo:) Omijając szerokim łukiem renifery i lodowe latarenki natknęłam się na kaktusy. Pomyślałam sobie, że i tak muszę moje wreszcie przesadzić, no to dlaczego nie teraz…? I poszalałam:) W płaskich, glinianych donicach na dnie umieściłam żwir, keramzyt, potłuczone dachówki (jako drenaż), na to ziemia ogrodowa zmieszana z piaskiem, na to specjalna ziemia do kaktusów, a w niej moje roślinki: te stare, co wybujały strasznie (mam je 10 lat!) i te nowe, zakupione teraz. 
Pomiędzy nimi trochę kamyków i skał przywiezionych z Sudetów:) Sporo tych z fluoryem fioletowym, niektóre wchodząc w reakcję z miedzią maja przepiękną, turkusowa barwę. Kilka ma mleczne szczotki kwarcowe, kilka cudowne kryształy ametystu…no nie wiedomo na co patrzeć: na kaktusy, czy minerały:) Mam tego w piwnicy całe wiadro, a część marmurów (tak, bo Sudety zwłaszcza w Masywie Śnieżnika mają NAJDROŻSZE szlaki turystyczne świata – wyłożone marmurem:) ma swoje miejsce w ogrodzie. Niektóre podobno świecą w ciemności:) 
Oczywiście ze względu na marną jednak jakośc zdjęć nie oddają one piękna tych kamieni, ani ich „soczystych” kolorów…Braliśmy swojego czasu udział w konkursie na poszukiwanie minerałów w Kletnie, a tam jak wiadomo była…kopalnia uranu. Zresztą zwiedziliśmy – polecam każdemu zjazd pod ziemię, widok migocących, fioletowych kryształów wystających ze ścian kopalni i wysłuchanie mrożących krew w żyłach historii o radzieckich żołnierzach pilnujących kopalni, o więźniach (politycznych i nie tylko) pracujących przymusowo w kopalni zaraz po wojnie, o ochotnikach, którzy zwabieni ogromnymi pensjami sami zgłaszali się i pracowali przy radioaktywnym materiale mając za zabezpieczenie…maseczkę przeciwpyłową na twarzy…nie muszę oczywiście tłumaczyć, że średnia życia wynosiła 3-6 miesięcy…Rzeczy w których pracowali nie zostawiali w pracy, tylko w tych samych, zakurzonych pyłem radioaktywnym wracali do domów, a kurtki wieszali na wieszaku wśród kurtek swoich żon i dzieci…Żołnierze przewożący rudę uranu (w metalowych beczkach, takich jak po marmoladzie…) wracali pociągami z Polski do ówczesnego ZSRR…siedząc okrakiem na tych beczkach. Oczywiście o skutkach dla tych młodych przecież chłopaków mówić nie trzeba…Nikt z szeregowych, zwykłych ludzi – ani po stronie Polskiej, ani wówczas Radzieckiej nic nie wiedział o niebezpieczeństwach jakie niósł ze soba kontakt ze skałami zawierającymi uran, wszystko owiane było wielką tajemnicą.  Skutki promieniowania dopiero poznawano. Minęło troche czasu, zanim zaczęto łączyć przedwczesne zgony mężczyzn w sile wieku, „wysyp” białaczki i innych nowotworów, bezpłodność lub narodziny kalekich dzieci. Nikt też nie zabezpieczył odpływu wody, skutkiem czego po wiosennych roztopach, czy jesiennych deszczach woda w strumieniach czy rzekach, stawach…nie kończę, wszyscy wiedzą o co chodzi. Teraz w Kletnie dużo mówi się o przeszłości, teraz jest to atrakcją regionu – wówczas było fabryką śmierci, do której często na ochotnika zgłaszali się młodzi i silni, a przymusowo przywożeni byli ci, którzy w tamtych czasach ośmielili się mówić i myśleć inaczej niż ówczesna władza.
Kamyczki które mamy teraz  mają rzecz jasna domieszkę radioaktywna, ale tak niewielką, że moja komórka bardziej promieniuje, więc nie ma strachu. Jest za to dreszczyk emocji jak o tym opowiadamy i pokazujemy nasze skarby. Zawsze także opowiadamy tę historię. Bo o tym trzeba pamiętać.
                                                                                                     TUTAJ 
          znajdziecie więcej informacji i lepszej jakości zdjęcia. Moje okruszki się chowają – widok całej                                                          ściany mieniącej się kolorami, to będzie dopiero przeżycie:)
*****
Na dworze siąpi. Ja po choróbsku człapię pomału, nadal nie czuję się najlepiej, ale trzeba wziąć się w garść – mus to mus. Czeka mnie jeszcze trochę pracy na zewnątrz, głównie porządki. Panowie którzy robili nam bruk w czapach i puchatych kurtkach dziali dzielnie. Parzyłam im herbatki, żeby ładnie i równo ten bruk kładli:) I wreszcie mamy! Piękny, jasny, lekko zawijający – taki jak miał być. Okazało się jednak, że mamy sporą różnicę poziomów na działce (znaczy ja wiedziałam, ale jak roślinami obsadza się „na dziko” rabatki to tak nie rzuca się w oczy – bruk się rzucił:) I to mocno…) i nie unikniemy tzw. schodka. 

Ja nalegałam oczywiście na łagodne zakończenie tarasu, żeby tak półkolem…no i teraz mam, trzeba półkolisty stopień dorobić. Po wszystkim zastanawialiśmy się, jakbyśmy mogli inaczej wybrnąć? Nie mieliśmy pomysłów – spadek jest tak duży, że albo schodek, albo równia pochyła:) Moje zawijasy nieco łagodzą wizualnie tę różnicę poziomów, oczywiście w planach mam rośliny – całą masę roślin:), które jeszcze bardziej oderwą wzrok od niedoskonałości brukarskich. 

Dokładnie zaplanuję to sobie zimą, jak mnie dopadnie wena w nowej (!) pracowni. Teraz mam tzw. zarys, czyli wiem, że będą trawy, kwitnące krzewy, byliny, trochę jednorocznych na zmianę klimatu:) i drzewa – ile? Nie wiem, ile wejdzie. O tym jednak jakiego będą pokroju zadecyduje jeszcze kilka rzeczy, których nie mamy, więc póki co SZA:) Rodzi się w głowie…
******
Tak więc mam o czym myśleć w te siąpiące dni, mam co robić. W kominku huczy aż miło, ja jednym siedzeniem w kilku miejscach próbuję wyłuskać priorytety na najbliższe dni. Jak zwykle w ogonie mam niezałatwione sprawy, a kolejnych dostarcza mi Latorośl:) Po niemal tygodniowym fizycznym lenistwie i piciu herbatek lipowych w pościeli i puchatym szlafroku trzeba przygotować się na sporo pracy i wziąć życie za rogi:) najlepiej przy czekoladowych muffinkach:)
Pozdrawiam czekoladowo i bojowo-
-do miłego!

29 komentarzy

  1. Ale okazy tych sukulentów. Wszystkie sukulenty mogą być obok siebie posadzone?

  2. piękna ścieżka…kilka dni temu miałam to szczęście chadzać po identycznej w jednym z pięknych ogrodów w UK
    pozdrawiam z Wilczej,
    Ewa

  3. Kaktusowe ogródki cudne. Wiesz, Ondraszo, narobiłaś mi apetytu na taki mały meksyk…:) Mam o dkilku lat 1 (słownie: jednego) kaktusika mini mini i tak sobie stoi na parapecie w kuchni wśród storczyków. A jakby mu tak kumpli zorganizować w takim stylu jak Ty,,,,hmmm byłoby ciekawie. Muszę pomyśleć, najważniejsze to gdzie ich potem postawić bo parapet dość wąski. Muszę pomyśleć.
    Na te "nierówności" w terenie to mi też zwracają uwagę fachowcy, że będzie problem po zrobieniu nawierzchni.Że teren trzeba wynieść wyżej – i tak to widzę, bo samym obsadzeniem nie da się zamaskować zjazdów.
    Cóż.
    Kochana Ondraszo, no i przyszedł ten czas, że u mnie jest rocznicowy konkursik na rozgrzanie. Przypominam, bo pisałaś że będziesz miała na uwadze 🙂 :))
    Pozdrawiam serdecznie:)))

    • Mam na uwadze, juz pędzę!
      Taki mały Meksyk wnosi mi trochę słońca w szare jesienne dni. Kaktusiki odpłacą się pięknie, może nawet zakwitną?…Kiedyś?…Mi się jeszcze nie udało:(
      A nierówności…no cóż. Problem jest, ale nie taki, żebym niwelowała cały ogród. Nie chcieliśmy równi pochyłej, bo zimą byłaby ślizgawica, a po drewno trzeba chadzać. Już jedno złamanie mieliśmy w rodzinie – 10 miesiecy w gipsie bo nie chciało się zrosnąć…

  4. Zasiadam do Twojego Kamiennego Kręgu…;)
    Piękna kolekcja kaktusów !!! Kamienie i kaktusy to był konik mojego synka….ale mu przeszło 🙁
    Okna jego pokoju wychodzą na północ…dość trudne warunki jak na kaktusy 😉
    Teraz to już wiem dlaczego u mnie zwróciłaś uwagę na bruk…;)
    Jesteś w temacie….;)
    Ścieżka prezentuje się elegancko….

    • Miło mi niezmiernie:) Tak, od jakiegoś czasu zwracałam szczególną uwagę na bruki, kształty i faktury. Ścieżka jest przede wszystkim SUCHA – nawet jak mokra, to przynajmniej czysta:)

  5. Kamloty mnie nie ruszają, może dlatego, że się na nich kompletnie nie znam. Ale kiedyś, zainspirowana pewnym zdjęciem, przywiozłam trochę plażowych kamyków znad naszego morza. Układam je w wazonie z przezroczystego szkła, nalewam wody i wkładam cięte kwiaty, tak aby jednak pozostała spora przerwa między końcem łodyżek a kamyczkami. Bardzo mi się podoba ten efekt. Do kwiatów doniczkowych w domu nie mam coś ręki. Nawet małe kaktusiki mi padły i to zapewne za moją przyczyną 🙁
    Z remontem idziecie jak burza. Efekty widać z tygodnia na tydzień, i to wewnątrz i na zewnątrz. Ten duży pokój z kominkiem – cud miód. Ścieżka ogrodowa piękna i to wcale nie dlatego, że wykonana z takich płyt jak nasz taras 🙂 Już widzę jak na wiosnę zaczniesz szaleć w ogrodzie, żeby wszystko pięknie poobsadzać.
    Pozdrawiam serdecznie!!!
    Magda B.

    • Ja tez się nie znam, ale są ładne:) Kamyki w wodzie jeszcze bardziej ładnieją, ye znad morza musza pięknie wyglądać. Co do kwiatów, to tez nie bardzo mam do nich rękę, ale kaktusy są idealne, takie samoobsługowe:) Remont…no tak, ale juz sił nie mamy. Potrzeba nam regeneracji. A wiosną…wiosna wiosny mi nie starczy:) Buziole!

  6. Za młodu zbierałam kaktusy, miałam ich całą masę. Mama kazała mi wyrzucić bo miałam zostać starą panną:) Posłuchałam, ale czy dobrze zrobiłam to sie czasami zastanawiam:)))

    • No co Ty??? Piewsze słyszę… Mówiono mi że na prezent sie nie nadaja, ale takie bujdy… Ja uwielbiam kaktusy, sa bardzo wdzięczne i cierpliwie znoszą moje zapominalstwo:)

  7. Zawsze kochałam się w kaktusach i tak mi zostało:) Czasem tylko się złoszczę z powodu kolców. kamyki cudne. Pozdrowienia

  8. O tym Kletnie nie słyszałam, a ciekawe, ciekawe. Moje doniczkowe wszystkie kilka lat temu ukatrupiłam ( zalałam, albo ususzyłam) , nawet takiego pięknęgo kaktusa, którego miałam kilkanaście lat, a sadzonkę zdobyłam podstępem. Teraz nie mam żadnych doniczkowych, chyba wolę cięte kwiaty w wazonie, zmieniło mi się:)))

    • Oj, poczytakj sobie koniecznie, super historie! Ja kaktusy uwielbiam, choć kiedys zdarzało mi się je ukatrupić:) Cięte tylko wiosną, latem czasami jesienią. Zimą zupełnie inne klimaty:)

  9. Spora kolekcję tych kamieni masz 🙂 Donice ładne, świetnie kaktusy w nich wyglądają. Kaktusy to nie moja bajka, kiedyś próbowałam je mieć ale nie urzekły mnie.
    Z atmosferą świąteczną w domu poczekam do połowy grudnia, żeby się za szybko dekoracje nie opatrzyły 🙂
    Pozdrawiam serdecznie.

    • Ja zacznę stroic w Mikołajki. Kamieni sporo, było więcej ale sie pogubiły. Lubię kamienie, mają w sobie zaklęte setki lat…a może i tysiące?…:) Buziole:)

  10. kamulce mnie nie biorą;) chyba, że mi Hana umaluje, to co innego;) A brukarz na mojej działce to z miejsca popełniłby sepuku;)))) To i po co ich narażać??? Coś mnie bierze, chyba się zaraziłam gdzieś;)

    • Malowane też są świetne, choć wl,ę tak drewno przerabiac. Oj tam z tym brukarzem – u nas tez sajgon był i jakoś dali radę! Strzel sobie malinówke albo grzańca z pomarańczą i goździkami, jeden wieczór padniesz, rankiem będziesz jak nowo narodzona, Tylko głowa trochę poboli…:)

  11. Piękna kolekcja kaktusów. A ciekawa kamienne zdobycze swego czasu przynosiłam z każdej górskiej wyprawy.

    • Każdy chyba przynosił. ja miałam kolekcję którą zebrałam jak miałam 8 lat i pojechałam do Biskupina. Zagubiła się podczas przeprwadzki. To niepowetowana strata.

  12. och, piękne te minerały, ja też mam niezłe zbiory z dróg właśnie, rozproszone po doniczkach i ogrodzie, bo to pospolite takie…
    Zdrowiej do końca, zbieraj siły na zimę:-) i na planowanie.

  13. Kaktusy!
    Chyba każdy przechodził fazę zauroczenia. Piękne są Twoje okazy, takie dojrzałe. I te donice, takie meksykańskie w stylistyce- gliniane jak prosto od garncarza…
    Pozdrawiam ciepło!
    m.

    • Dojrzałe mam tylko 4 sztuki, maja 10 lat. Dwa są ze mna rok, reszta nówki sztuki:) Donice bardzo mi się podobają, maja białe smugi, wprowadzają sporo "ciepła" swoim kolorem i materiałem z którego sa wykonane. Co do kaktusów…trudno je zmumifikowac:) więc są idealne dla zapominalskich czy zapracowanych. Wolno rosna, więc nie ma kłopotu z wielkością. Jedyne co mi się w nich nie posoba, to że nie można ich przycinać:) Pozdrawiam!

  14. No to ja już wiem, kto mnie zaraził! 😉 Zdycham od paru dni i łapię oddech jak ryba. Oszaleć można. A ogród biedny czeka na mnie. A jutro, jak już wypełznąć mogę, to chyba druga partia ocieplania będzie. I weź tu się człowieku rozdwój! Bo tak jak mówisz – kawki, herbatki…
    Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja z Sudetów kamulce przywożę 😉 A poza tym znad morza też oczywiście, tylko te to płukać trzeba wielokrotnie.
    Natomiast w temacie świątecznych ozdób, to ja zacznę chwilę wcześniej, bo wiadomo – wieniec adwentowy. A potem powolutku, małymi kroczkami do wielkiej kulminacji 😉
    Aha, no a ścieżka bardzo fajna. Znaczy nawierzchnia mi się podoba bardzo i fajnie, że tak się wije. Szkoda, że ta różnica poziomów tak straszy teraz, ale przecież obsadzić brzegi i pięknie to zakryje 🙂
    P.S. A w Kletnie byłam na praktykach studenckich 😉

    • To nie ja, ja wtedy byłam zdrowa:) Mój młody był na końcówce choroby więc jechał ze mną. No tak mam troche Sudetów w domu:) Co do wianka t oadwentowy jest jeden i ma :inny wymiar", duchowo religijny właściwie. A tych innych pitu-pitu jest więcej. Taka dawkę emocji i wrażeń trzeba dawkowac powolutku:) Rozumiem dziewczyny które miały sesję, że nie chciało im sie wszystkiego demontowac, ale komercji w marketach, gdzie znicze zmieniane sa na bombki…w nocy chyba, to już nie pojmuję. Ścieżka będzie ok:)

    • Dobrze, że ja market maksymalnie raz w tygodniu zaliczam 😉 I nawet oka nie zawieszam na tych ozdobach, bo już mam skompletowany zestaw i najwyżej dodaję jakieś ręcznie robione cudasie 😉

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*