Wspomnienie lata, ogrodowe tango i gotowość bojowa:)…

Bywa szaro i deszczowo, słonecznie acz zimno (dziś na przykład)… Na dworze oczywiście, bo w domowych pieleszach płoną świece, świeczuszki, lampki, lampeczki, kominki i wszystko to wraz z zapachem deszczu, wiatrem wpadającym do domu przez otwierane drzwi, mroźnym już powietrzem wpadającym przez zalane słońcem okna, zapachem drew do kominka przynoszonych w wielkim, wiklinowym koszu tworzy właśnie klimat jesieni:) Oczywiście tęsknię za złotą polską:), ale póki co przez tydzień była słota za oknem, którą trzeba było poskromić, żeby nie zwariować i nie nabawić się depresji z powodu braku słońca. O katarze, prychaniu i innych efektach dźwiękowych nie wspomnę:)

Jak walczymy z depresją? Hmmm-światłem, smakiem i zapachem, ciepłym kocykiem, witamina C prosto z cytryny, dyskretną muzyczką…wszystkim co mamy pod ręką:) byleby skutecznie.
No to pierwsze działa wytoczone, nie dajemy się jesieni!
O tej porze roku dopada mnie zawsze szara melancholia. I choć szarości są piękne – takie dostojne i spokojne, te „moje jesienne” są  zimne, mokre i wieją po plecach:) Żeby przegonić szare smuty, wspominam sobie lato…może i Wam się COŚ przypomni?…

Ech…miło było, cieplutko, kolorowo. Ale jesień też piękną porą jest, zwłaszcza dla mnie, bo nie muszę się rozbierać (a nie lubię…) i mogę wszelkie niedoskonałości skryć za puchatym szalem, ciepłym sweterkiem, fajnymi spodniami, dobrze dopasowanym płaszczykiem:) W dłoń kubas z kawą i do pracy. W biurze już nie otwieramy okien, a nawet jak otworzymy, to się opatulamy. Czas pomału odpalić ogrzewanie:) Na jesienne wieczory mam sporo pracy projektowej, kilka słonecznych dni które jeszcze mam nadzieję podłapać muszę poświęcić na pracę w terenie – nie swoim niestety:) Czekają mnie jeszcze dwie inwentaryzacje zieleni – jedna spora, zwłaszcza powierzchniowo,  druga nieco mniejsza – ale tą muszę zostawić na deser, bo nawłoć jest tam duuużo wyższa niż ja sama:) Do drzew nie mam najmniejszych szans dotrzeć, a Inwestor jeszcze nie jest właścicielem, więc nawet tej nawłoci skosić nie można…Jestem jednak gotowa do biegu:), w bagażniku wożę komplet terenowy: kaloszki ze skarpetami, kufaję, stare jeansy, ciepła bluzę i kurtkę nieprzemakalną, kamizelkę oraz kask. Do kompletu mam miarę, kartki, podkładkę na sznurku (to jest mistrzostwo świata:)) i ołówki z gumką. No niby „nie znam dnia ani godziny”, ale przygotowana jestem pierwsza klasa! Przebieranie mam opanowane do perfekcji, ostatnimi razy już nawet do auta się nie chowam,  bo tam miejsca nie ma, tylko za postawioną klapą bagażnika – rach ciach i po krzyku:) Niemiłym wspomnieniem wiosennych i letnich inwentaryzacji były…kleszcze. W pewnym momencie była ich taka masa, że jednego dnia ściągnęłam z siebie 6 sztuk!!! O dziwo żaden nie zdążył się wpić, niemniej nie było to miłe…W przyszłym roku koniecznie muszę się zaszczepić, bo jak na razie w kwestii kleszczowej moje zwierzaki mają się lepiej ode mnie:)
Za dwa dni mamy październik…tak…JESIEŃ PEŁNĄ GĘBĄ:) Do pobieżnego uporządkowania mam ogród – jeszcze nie zbiorę wszystkiego – brukselka, kapusta, pory…te mogę spokojnie poczekać. Rabaty muszę „ogarnąć”, bo porozrastały mi się nadmiernie niektóre byliny, część zaś drzew i krzewów zmieni swoje miejsce. Mam też trochę wrzosów w skrzynce (z promocji…nie mogłam się oprzeć:)) – muszę wysadzić, bo zmarnieją. Idę więc w tango ogrodowe:)

 A wieczorem oczekujcie niespodzianki:)

Przypominam też wszystkim czytelnikom z Poznania lub studentom studiującym w Poznaniu o wielkim głosowaniu (TUTAJ o tym pisałam), które zakończy się dziś, 29.09.2013 – głosujemy na projekt finansowany z budżetu obywatelskiego, a ja BARDZO PROSZĘ 🙂 w imieniu Klubu Łuczniczego „Leśnik” o zagłosowanie na Nowe Tory Łucznicze przy ulicy Urbanowskiej w Poznaniu (niedaleko Parku Wodziczki) – teren ma być otwarty dla wszystkich chcących trenować łucznictwo, a także dla mieszkańców na organizację zawodów, spotkań czy innych imprez dla dzieci i młodzieży. A po piątkowym zebraniu na temat tego jak teren dokładnie będzie wyglądał, jestem bardzo dobrej myśli:) Zebranie, choć w iście spartańskich warunkach (jeszcze w starych barakach przy Warcie…), przebiegało w bardzo twórczej atmosferze. Kilka starych stołów i krzeseł, gorąca kawa, niemniej gorące głowy, a przede wszystkim wielkie serca i wspólny wszystkich wysiłek umocniły mnie w przekonaniu, że DAMY RADĘ!

Do miłego!

4 komentarze

  1. Poczułam klimat twojego domu i nie powiem, usiadłabym z herbata:) Dzięki, to było bardzo miłe. Pozdrowienia

  2. Te kleszcze mnie przeraziły! Ja się tak brzydzę wszelakiego robactwa, że na samą myśl dostaję gęsiej skórki…ble…aż mnie dreszcze przeszły… Myszy mi nie groźne i szczury, ale robaki to horror dla mnie!
    Pracy masz co nie miara, ale entuzjazmu Ci nie brakuje jak odczuwam:) Pozostaje mi życzyć Ci Madziu słonecznej jesieni!!!

    • owady nie mają miłej powierzchowności, to fakt, ale są niezbędne do życia innych gatunków (ale belfruj:)…) Nie trzeba ich kochać, ani nawet lubić, ale trzeba docenić. Pracy do pełna, to fakt! Tobie również słonecznej jesieni!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*