Wiosenne CIĘCIA wszelakie…

Skoro wiosna nastała, to i cięcia czas zacząć, a skoro tniemy – to niekoniecznie tylko ogrodowo:)
Słońce które wyciągnęło nas za nosy z domów i raczyło nas prawie tydzień życiodajną siłą, również mi skutecznie podładowało akumulatorki:) A te, przyznam szczerze, ledwo zipały ostatnimi dniami. Jak mantrę  powtarzałam sobie (i od innych słyszałam również) słowo MUSZĘ w najróżniejszych możliwych odmianach: MUSISZ to zrobić na jutro, MUSZĘ zdążyć z terminami, MUSIMY zakończyc procedurę…domowo MUSIAŁAM zrobić pranie, umyć okna, zrobić zakupy, naukowo: napisać pracę, przygotować prezentację, zdać egzamin, jechać na kolejny zjazd…o ileż prościej i milej byłoby zamienić słowo MUSZĘ na jakieś inne, bardziej motywujące, a nie nakazujące:):):) Cóż, pracuję nad tym:) W ostatni weekend MUSIAŁAM jednak odpocząć:), musiałam przemyśleć parę spraw i ustawić na nowo priorytety – oczywiście odpoczywałam w ruchu, bo tak najłatwiej się myśli i przy okazji można zrobić coś pożytecznego. Myśli poukładane, priorytety ustawione (podziwiam odważną decyzję mojej koleżanki i pozdrawiam z tego miejsca serdecznie:)) – i ja nie kandyduję na Superwoman – człowiekiem jestem tylko i to dość drobnej postury:)… odepchnęłam częściowo zaległości uczelniane, doszłam do wniosku, że z niektórymi wykładowcami i tak się nie dogadam – nie tracę więc energii. Resztą będę się martwić na bieżąco. ODCIĘŁAM  się więc chwilowo od nawału pracy i zbierałam siły na kolejny atak frontalny. Tyle tytułem filozoficznego wstępu:)
****
W słoneczny tydzień ludzie wylegli z domów tabunami… od rana na sznurach w promieniach słońca powiewało u sąsiadów pachnące pranie. Gospodynie trzepały dywaniki, zamiatano obejścia, co odważniejsi zabrali się za „grubsze” prace ogrodowe. W ruch poszły sekatory, piły, grabie, wieczorem leniwie dymiły ogniska. Niedziela iście spacerowa, pojawili się też rowerzyści:) Rozkwitły również niczym wiosenne chwasty  drogowe dziury-giganty: samochody omijają je slalomem, często bez włączonego kierunkowskazu  (bo TYLE tych dziur jest…), rowerzystów, zwłaszcza korzystających z drogi publicznej wspólnie z samochodami BARDZO PROSZĘ o ostrożną jazdę, bo niestety widziałam już dwóch cyklistów w przydrożnym rowie – wylądowali tam po nieudanej próbie ominięcia dziurawego jak ser szwajcarski pobocza owej drogi… Panów od napraw prosić nie ma co, załatają najdalej w kwietniu-maju, jak co roku…
Na  spacerze (również o podłożu naukowym, żeby nie było, że nic nie robię:)) po raz kolejny, jak co roku po zimie, oczom moim ukazało się „piękno” Doliny Samicy:
Inne zdjęcia do obejrzenia tutaj, nie będę ich powtarzać-zmienia się tylko otoczenie i repertuar śmieciowy.
Przypominam, że tereny Doliny Samicy i Obszaru Pawłowicko-Sobockiego są obszarami chronionego krajobrazu, Dolina Samicy objęta jest dodatkowo ochroną w ramach Natura 2000 (ostoja ptasia), wokół jeziora obowiązuje ZAKAZ używania silników spalinowych, znajduje się ono w strefie ciszy. Jak widać amatorzy sportów ekstremalnych w postaci jazdy quadami mają to w pompce delikatnie mówiąc i z rozkoszą rozjeżdżania okoliczne drogi, łąki i torfowiska. Bata na nich nie ma – no bo kto będzie ich ganiał, kary nakładał, upominał? Słowne apele do rozsądku nic nie dają- nadal rozjeżdżają… Łódki potopione, pomosty zdewastowane. Tu i ówdzie puszka po piwku, puszka po konserwie, papierek po batoniku…Kosza na śmieci brak (był, ale widać komuś się spodobał – to był zwykły kubeł na śmieci, żaden tam majstersztyk, więc chyba dla zasady ktoś go sprzątnął). Brak słów czasami….
Wróciwszy z wycieczki zrobiłam na obiad szybki makaron z kurczakiem w pomidorach z puszki, skompletowałam narzędzia ogrodowe i poszłam CIĄĆ.
Pod nóż poszła sosna himalajska – piękna, z igłami długimi na 15-20 cm i miękkimi jak jedwab:) Trzeba było podkrzesać ją i nieco wyregulować koronę. Sosna płakała żywicą (pierwsze zdjęcie), która skrzyła się w słońcu tak pięknie, że wyszła całkiem ciekawa fotka:) Kurtka, spodnie i moje ręce wyglądały mniej zachwycająco:):) Sosna pospolita również straciła trochę gałęzi-nawet ja musiałam się schylać jak pod nią wchodziłam. Było to niezbyt wygodne i często kończyło się guzem na czole-teraz będzie spokój:) Poza tym różaneczniki rosnące pod sosnami potrzebowały więcej światła – dostały, mam nadzieję na przepiękne kwitnienie:) Jodła koreańska straciła swój czubek – dwa lata temu cały szczyt drzewka obsypany był fioletowymi szyszkami, które rozsypały się (jak to u jodły) jednak wraz z łuskami szyszek odpadły wszystkie igły. Nie odrosły – czubek wreszcie ścięłam, teraz czekam na przewodnik, który zastąpi odcięty fragment.
Cięciu została poddana też brzoza (tą tniemy zanim ruszą soki, chyba że chcemy zbierać sok brzozowy:),  drzewa owocowe i wszystkie krzewy kwitnące latem: u mnie to krzewuszka, budleja, ketmia syryjska, derenie. Przycięłam też wrzosy i lawendę, a także wszystkie zioła. Wrzosy tniemy ostrożnie, aby nie uszkodzić zbyt mocno starszych pędów. Krzewy „letnie” tniemy  teraz, gdyż zawiązują one pąki na pędach wypuszczonych wiosną – im więcej takich pędów, tym więcej kwiatów i bardziej zwarty pokrój krzewu. Wszystkie pędy ozdobne (głównie derenie, brzoza i jabłoń) zostawiłam sobie w pracowni – przydadzą się do kompozycji kwiatowych i wianków:)
Krzewy kwitnące wiosną, a więc forsycja, jaśminowiec, wiciokrzew, żylistek, migdałek, karagana, lilak, tawuła – tniemy zaraz po kwitnieniu. Pąki kwiatowe zawiązywane są bowiem na pędach letnich – jeżeli przytniemy je teraz – nie zakwitną:)
Są też rośliny nie tolerujące cięcia, które mogą taki zabieg odchorować: to różanecznik, azalia, ostrokrzew, klon palmowy, magnolia, oczar i złotokap.
Z cięciem róż jeszcze się wstrzymałam – muszę rozgarnąć kopczyki i wyrwać dzikie pędy – wycięcie nic nie da, trzeba odkopać roślinę aż do podkładki i mocnym ruchem oderwać cały pęd odbijający od podkładki. Później je przytnę i zostawię tylko kilka mocnych pędów. Inne formy szczepione na szczęście nie odbijają – nie mam więc kłopotu. Jeżeli u kogoś drzewko odbija (często tuż przy ziemi wyrastają „witki” macierzystej podkładki) – wycinamy te pędy tuż przy ziemi.
 Następny etap wiosennych prac przygotowałam sobie na ten weekend… no i nic z tego nie wyjdzie – od rana sypie u mnie śnieg:) i ma sypać do wtorku. Może skończę domek dla owadów, aby po kolejnej odwilży (mam nadzieję ostatniej) zainstalować go już w ogrodzie. Wszak w marcu, przy ciepłym słoneczku owady budzą się z zimowego odrętwienia, szukają pokarmu i schronienia.  Nad moim oczkiem widziałam chmarę wirujących komarów – tym razem uśmiechnęłam się pod nosem – no cóż WIOSNA:) Po domu błąkała się ogłupiała mucha – została wyproszona na zewnątrz, schowała się w kąt i dziś pewnie znów śpi (minus 2 na słupku rtęci).
Zdjęć zimowych już nie robię, może to mój zachwyt zimowa aurą nie pozwala jej odejść z mojego ogrodu?:):)
Na koniec sielskie zdjęcie wierzby-staruszki, z wypróchniałym pniem, w którym można było się schować w  „jednym kawałku”:) Miłego weekendu (jakkolwiek go spędzicie:)
 Wszystkim kobietkom życzę „goździka i rajstop”:), dobrej kawy i pysznego ciasta zdobytego (bądź upieczonego) przez męską część familii:)) lub innego celebrowania naszej, moje Panie wyjątkowości:))


14 komentarzy

  1. Anonimowy

    Wszystko pięknie, ładnie, tylko jak w te zaspy z tym sekatorem ??? 🙂 Pozdrawiam cieplutko. Magda

    • Oj tam, oj tam, zaraz zaspy:):):) W trzy dni będziesz miała grzęzawisko zamiast tych zasp. U mnie już buty można zgubić, a to dopiero pierwszy dzień słoneczka.

  2. Dziękuję Ondrasza, nie miałam zamiaru zawracać Ci gitary do tego stopnia, ot tak się pouskarżałam. Mój ogród jest trudny i duży (7000m2), nie było tu praktycznie drzew, poza jedną przepiękną starą, dziką gruszą, czereśnią na froncie (uwielbiam ją) i starymi kilkoma jabłoniami na tyłach, dzikim bzem tu i tam i morwą. Praktycznie niczego nie było, poza jednym świerczkiem przed domem, reszta była klepiskiem. Nasadziliśmy mnóstwo różności, ale przyjęły się w zasadzie tylko iglaki, a i to nie wszystkie. Ale i tak jest ładnie, lubię ten mój "ogród", wszędzie jest trawa (w zasadzie perz i mlecze) i wszędzie zielono, żadnych betonowych ścieżek i podjazdów. Sąsiad przywiózł nam jesienią takie kamienie, właściwie to już głazy, nie wiem, nie potrafię ocenić, ale mają po parę ton każdy. Zrobiłabym rewolucję, gdybym była bardzo bogata – kupiłabym "gotowe", duże drzewa i nawiozła tyle ziemi, ile potrzeba. No i zatrudniłabym kogoś do ciężkich prac, bo sama nie udźwignę tego areału. Tak więc robię sobie tyle, ile daję radę – w każdym sensie. Mogę przesłać Ci kilka fotek, jeśli chcesz, oczywiście, jak na zastane warunki wygląda to całkiem, całkiem. Powinniśmy w zasadzie zrobić wystawę zdjęć "przed" i "po".
    Wiklinę posadziłam gdzie się dało i mam własną. Sadzonki dostałam via moja kuzynka, od Jędrzeja Stępaka, wiklinowego guru. Gotowe płotki w NT (Nowy Tomyśl? Może jesteśmy sąsiadkami? Mieszkam między Lesznem a Kościanem) są masakrycznie drogie, a zwykły, prosty płotek upleść to nie jest wielka sztuka, zwłaszcza, że grubszą wiklinę można wziąć i idzie to szybko.
    Jeszcze raz dzięki za dobre słowo, będę korzystać z Twoich światłych porad, jeśli pozwolisz. Pozdrawiam serdecznie.

    • Nowy Tomyśl to prawdziwe zagłębie wiklinowe:)a na wyplecenie płotków (a właściwie ogrodzeń takich jakie chciałabym u siebie) potrzeba duuużo czasu i jeszcze więcej wikliny:)Jeśli będziesz miała problem to śmiało pisz i wysyłaj fotki na quadro.zielona.pracownia@op.pl I korzystaj z porad, po to są:) Pozdrawiam.

  3. Przydałoby się u mnie Twoje wprawne oko, oj przydało! Mój "ogród" przy Twoim to obciach. Ale ma potencjał, w przeciwieństwie do mnie. Zesłabia i zniechęca mnie kiepska ziemia (glina wszędzie), a obszar taki, że 20 tirów z ziemią byłoby mało. No i wiedza na te tematy u mnie nikczemna dosyć. I wszędzie perz… Więc kwiaty uprawiam w donicach i tyż piknie! Nadrabiam wikliną, brukiem, kamieniami i wygląda bardziej, niż jest! Ale pozazdraszczać mogę, nie?
    Pozdrawiam

    • Hana, chyba z trzy razy miała Ci odpowiedzieć i ciągle COŚ… no teraz wszyscy poszli spać, to odpowiadam:) Wikliny tradycyjnie zazdraszczam, sama nie mam kiedy wybrać się po płoty do NT. Kamieni i u mnie dostatek, bo lubię i tyle:) Na Twój ogród spróbujemy coś poradzić – więcej info proszę(szkic, wymiary, ekspozycja – adres na pasku z boku) i zdjęcia jakieś zwłaszcze drzew. Pozdrawiam ciepło:)

  4. Ja też zaczęłam już kompostować, przekopywać, a tu śniegi i mróz – i co??? I ogrodniczka znowu siedzi w chacie. Buuuu…

    • Nie bucz, Kretowata, zima musi w końcu odpuścić, zlodowacenia nie zapowiadali:) Na priv proszę Twój adresik-mam nasionka dla Ciebie w miejsce tych, co Ci myszy zeżarły:)

  5. Ondrasza, pięknie u Ciebie! A na śmieci w lasach i in. miejscach najlepsza jest edukacja dzieci. My, mieszczuchy ze Szczecina, jadąc w góry zbieramy śmieci na szlakach! Razem z dziećmi rzecz jasna! I nie ma zmiłuj! ;))) Nie miłe zajęcie, ale jest satysfakcja i zasadę "nie śmieć" przenosimy na naszą okolicę.
    Ja iglaste (sosny szczególnie) tnę w grudniu/styczniu, nie "płaczą" wówczas. Tzn. mąż tnie, a ja mówię gdzie ;))) Pozdrawiam serdecznie!

    • Dziękuję:) Ja bym goniła tych, co śmiecą…ale to nie takie proste-mam przykład na własnym podwórku. Moja himalajska płacze zawsze-jakoś tak ma.

  6. Dzisiaj rano kiedy zajrzałam na bloga zobaczyłam m.in. nowy post U Ciebie. Poodpisywałam dziewczynom, ale Ciebie zostawiłam na deser…Zrobiłam sobie kawkę (wiedziałam, że będzie czytania) i dopiero wtedy zajrzałam do tutaj:)))) Uwielbiam Twój język pisania, masz taką pasję w słowach kiedy opisujesz przyrodę, że zarażasz entuzjazmem…kiedy ruszę z porządkami na działce rodzicom szczęka z wrażenia od mojej wiedzy;)))

    • Ale mi Kochana komentarz wystawiłaś:) Dziękuję serdecznie za słowa uznania:) I ja podziwiam Twoje prace (pokój córki-cudo!)i zapał (kuchnia malowana "do kwiatków"). Pozdrawiam ciepło, mimo zimowej aury za oknem:)

  7. Dziękuję:))) Tobie też życzę wspaniałego Dnia Kobiet:))) Buziaki

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*