Koniec świata….

 
Idzie Zima…ta kalendarzowa oczywiście, bo ta bielutka, rzeźbiąca cudeńka na szybach, przyprawiająca o poranne palpitacje serca tabuny kierowców spieszących raniutko do pracy już przyszła. A właściwie raz przychodzi, raz odchodzi…najwyraźniej zdecydować się nie może co z sobą począć. Nam ewidentnie gra na nosie: najpierw zmroziła mi ogród z liśmi na drzewach jeszcze, potem sobie poszła i wróciła ciepła jesień. Krokusy we wrześniu posadzone zaczęły mi kiełkować… Potem sypnęło śniegiem i szronem obsypało mi wszystko co tylko możliwe i TO BYŁO TO!!! Biało, czyściutko, wesoło i mroźnie. Mi naprawdę nie straszne odśnieżanie, wychodzenie z psiakiem na mroźne spacery i patrzenie jak Orion prycha w tym śniegu w szaleńczej radości:) Samochody sunęły pomalutku w tymże śniegu i nikt nie wychylał się zbytnio z prędkością. Dzieci lepiły bałwany, rzucały się śnieżkami, błyskały tylko spod czap rumiane, roześmiane poliki:)) A potem…potem przyszła odwilż. Mi humor automatycznie się popsuł, bo już wiedziałam, że oznacza to przede wszystkim BŁOTO i tony piachu wnoszone pod butami do domu, a więc syzyfowe prace, które znają doskonale wszystkie gospodynie mieszkające w miejscach, które mimo XXI wieku nie doczekały się drogi wybrukowanej przy swoim domu…Wypastowane o poranku buty wyglądają więc fatalnie już po przejściu od furtki do samochodu…a tu spotkanie z klientem na mieście:) Błoto i deszcz niestety towarzyszą nam do tej pory, a w zanadrzu Matka Natura ma dla mnie przynajmniej, na nizinach … mróz. Bez śniegu. To oczywiście nie podlega negocjacjom, bo z Naturą się nie dyskutuje:) Mogę sobie co najwyżej armatkę śnieżną zamontować:)) Koniec świata!
 
 

Tak więc pozostaje mi przygotować się na Święta na wodzie, a raczej na lodzie. No to się przygotowuję: kapusta pyrkocze na gazie, pierogi gotowe w zamrażarce. Karpik kupiony, inne rybki również. Pierniki upieczone, dekor przesunięty w czasie niestety, bo mi Dziecię wespół z KTOSIEM grafik przygotowań świątecznych wywróciło do góry nogami  wkładając swoją głowe nie tam, gdzie ona byś powinna, czyli między drzwi a futrynę i KTOŚ kopnął te drzewi z impetem….Nerw mi siadł kiedy się o tym dowiedziałam potwornie i na Dziecię, że głowę wkłada w TAKIE miejsca i na KTOSIA, że w drzwi nogą kopie…..wieczorne wymioty, pogotowie, szpital…szczęściem w nieszczęściu głowa w jednym kawałku, wyniki innych badań również dobre. No ale posiwiałam znowu….troszkę….Koniec świata!!!
 
Kiedy Dziecię do domu szczęśliwie wróciło, cała reszta również pomalutku powraca na swoje tory i do swoich rytmów.
 
 
Dokonałam zakupu na rzecz domu z czego jestem niesłychanie zadowolona, bo zakup owy chodził za mną od dawna i jakoś nie mógł się zrealizować… W kuchni pojawiły się dwa wiklinowe fotele, a stare, obskurne krzesła zajęły należne im miejsce w piwnicy: na wiosnę zostana pozbawione tapicerki pamiętającej lata 60-te albo i dalsze, odnowione, wyposażone w nowe siedziska i zasilą meble ogrodowe. Te mają wzbogacić się również o stół, który to zamierzam zrobić wraz z Połówką.
Dokonał się również najbardziej chyba ekspresowy zakup w moim życiu: kuchennego okapu:)) Kupujemy go od trzech bodajże lat:))… teraz wiklina w kuchni wymusiła ten zakup. Krótka piłka przy pomiarach (kolejnych już…), szybka decyzja, że tradycyjny nie wejdzie, bo ja co prawda niskiego wzrostu jestem i bez problemu będę się po kuchni z okapem poruszać, ale Połówka należy do tych szczęśliwców, którym Bozia wzrostu nie poskąpiła:)) i obite miałby albo biodro od stołu, albo czoło od okapu – do wyboru. Lekarstwem na te bolaczki okazał się  okap wysuwany, znaleziony został w 5 minut, w 15 kolejnych byliśmy gotowi do wyjścia z domu:) Cztery godziny później zmontowany okap wraz z szafką zawisł nad kuchenką:))) Jesteśmy geniuszami zakupów:))
 
 
Kupiona jest również choinka, dokupione ozdoby, resztę zrobiło Dziecię w czasie rekonwalescencji:)
 
Panna Zielona ubrana zostanie oczywiście w Wigilię, jak nakazuje obyczaj.
 
Nad wejściem zawiśnie jemioła udekorowana czerwonymi wstążeczkami.  Pod obrusem sianko, na stole bielutki opłatek. Dom rozbłyśnie światełkami, dwanaście potraw stanie na stole, a wśród nich barszcz z uszkami, zupa rybna i grzybowa, karp smażony, w warzywach, w galarecie….kapusta z grzybami i pierogi, makieły, kompot z wiśni, orzechy w miodzie z bakaliami, takież samo ciasto z pomarańczami jeszcze, makowiec, murzynek, pierniki… Później przyjdzie Gwiazdor i rozda prezenty tym grzecznym, przepytwaszy wcześniej z pacierza i z uczynków od poprzedniej wizyty – dla niegrzecznych, niereformowalnych  rózgę przyniesie:) Po Gwiadzorze dom rozbrzmiewać będzie wesołą kolędą:))…
 
W pierwsze święto  odwiedzimy Żłóbek Dzieciątka, a na stole pojawi się  schab nadziewany śliwkami, pomarańczami, pleśniowym serem i żurawiną, a w  drugie święto…no cóż: zjemy to wszystko, co pozostało:))) I nastąpią przygotowania do Sylwestra, czyli tradycyjnie już: golonka w piwie z zasmażaną kapustką oraz tatar z jajem:) I wkroczymy w Nowy Rok, który mam nadzieję jeszcze lepszy będzie od tego:)
 
Wszystkie te przygotowania  sprawiają mi radość ogromną, krzątam się po kuchni w nowym fartuszku, zapachy snują się po domu wabiąc do kuchni to Połówkę, to Dziecię…Logistycznie zdaję się panować nad wszystkim, co daje mi i satysfakcje i spokój:) Od czasu do czasu robię sobie przerwę i podczytuję Was, czasem skomentuję, czasem zapomnę:) tak mija dzień za dniem, zegar tyka i bije połówki i pełne godziny…przygotowania do Świąt ruszyły pełną parą:)
 
Teraz jednak czas przygotować się również na 21 grudnia, czyli…na zimę kalendarzowa, która za nic zimą być nie chce…
 
KONIEC ŚWIATA!
 
 
 
A propo fartuszka: zakupiony został jakiś czas temu, gdyż KAŻDE moje ubranie przy moim ekspresowym tempie prac kuchennych było dokumentnie upaprane…Tak więc wróciłam z pracy nieco wcześniej i buszuję po kuchni w owym fartuszku… Koszula pod spodem biała, niezmieniona, rękawy zakasane, fartuszek w biało – czerwone prążki z góra dość wysoką i dołem do samych KOLAN:) Drzwi się otwieraja, wchodzi Szanowna Połówka i mówi: „Hmmm:) Co Ty taka ELEGANCKA dzisiaj w tej kuchni??? „
Spojrzałam znad okularów że niby kpi sobie ze mnie…dostałam całusa zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć:)
 
Teraz jednak wygaszę już kapustę, zdejmę moje ELEGANCKIE wdzianko i udam się w miejsce spoczynku obok śpiącej już od prawie dwóch godzin Połówki:)
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

15 komentarzy

  1. Wyszły na szczęście. Keks według przepisu Maszki:)

  2. Ślicznie, moją uwagę zwróciła lawenda z pomarańczową gwiazdeczką:)

    • Agaphciu, odwiedziłam Twój blog i zaniemówiłam – anioły z charakterkiem rzekłabym są wprost fantastyczne:) Niczym nie przypominaja herubinków rubensowskich ani innych słodziaków, typ urody…iście angielski:) Są autentycznie urocze.

  3. Mnie też nie raz tak się zdarzyło 🙂
    Keksy chyba wyszły 🙂 mam nadzieję 🙂

  4. "Zimowe acz ciepłe klimaty u Ciebie panują. Pozdrawiam "- napisała Ilona, a ja ciapa niechcacy usunęłam komantarz… Ilono wybacz – piekę keksa i z braku amoniaku użyłam proszku do pieczenia…już widzę w keksówkach, ze coś poszło nie tak i keks nie rośnie, stąd roztargnienie:)

  5. U MNIE PONOWNIE ZIMNO….MOGŁOBY DOPADAĆ TROCHĘ ŚNIEGU..TO BYŁOBY ŁADNIE-CZYŚCIUTKO…PIĘKNY TWÓJ ZIMOWY OGRÓD:))

  6. U mnie śnieg długo leżał ale niestety tez się stopił. A dzisiaj rano mrozik był i nadal trzyma, ciekawe jaka pogoda będzie w Święta. Miłych prac przedświątecznych życzę 🙂
    Pozdrawiam serdecznie.

  7. heh, fartuszek już upaprany:)))Shabby, jakbym nie miała dystansu do wszystkiego łącznie z samą sobą, tobym zwariowała chyba:)

  8. Świetnie to wszystko opisałaś…z sentymentem…z nutka nostalgii…ale i z ogromnym dystansem do przygotowań przedświątecznych:)
    A owy fartuszek mam przed oczami…widzę, że jest piekny:)

  9. Hej Ondrasza – ale wpis – już wszystko wiem, i to w jakim tempie. Jejku Ty chyba też super-kobieta. A głowa w drzwiach faktycznie koniec świata!
    Życzę Ci udanych i spokojnych i zdrowych !!! przygotowań do świąt, i aby nadeszła ta – która nas wciąż tu trzyma pod pierzynką. Buźka!

    • A tam, zaraz super…takich super kobiet to całe tabuny:) My (kobiety) takie już z natury GENIALNE jesteśmy:))Równiaż pozdrawiam gorąco i życzę wszystkiego naj…i żeby Wam się ta biała pierzynka póki co ładnie trzymała w ogródku.
      PS. Mam nadzieję, że nasionka doszły. Niecierpliwie czekam na angielską odsłonę.

  10. Hihihi…no to się znowu u Ciebie uśmiałam :)Chociaż historia o głowie w drzwiach raczej należała do mrożącej krew w żyłach… to w połączeni z okapem i fartuszkiem stworzyła zabawny komplet ;))) Jak ja Ci zazdroszczę takiej organizacji! Ile ja bym dała, żeby się nauczyć realizować swoje plany ! 🙁 Niestety u mnie jakoś idzie nie po kolei i zawsze paru rzeczy zapomnę wykonać, kupić, rozmrozić, wyczyścić,a kiedyś zdarzyło mi się zapomnieć zaprosić gości ! Wigilię organizuje pierwszy raz więc drżę od paru dni 😉
    Ściskam świątecznie :))))

    • Niezapominatko, kartkę z planem pracy, przyklepać magnesem na lodówkę i odhaczać co zrobione:) Inaczej się nie da. Pozdrawiam i powodzenia:)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*