Gdzie ja jestem, jak mnie nie ma?

 
No właśnie – gdzie jestem? 
Powiem krótko: 
W TERENIE.
Dom chwilowo stał się dla mnie i Połówki  sypialnią, a z dodatkowej jego funkcji jadalnej korzysta już tylko moje Dziecię… Mam nadzieję, że długo tak nie będzie, tym bardziej, że na plecach czuję oddech przedświątecznych prac wszelakich, co oznaczać może tylko jedno: znów będę sprzątać i gotować po nocach.Teraz jednak biegam po lasach i przyglądam się z bliska dziwom Natury:)
Zawodowo jestem wyjechana –  mam do skończenia  liczenie, rozpoznawanie i oznaczanie drzewek:)) i liczyć tak będę, znaczyć i rozpoznawać jeszcze zapewne z miesiąc, bo teren OGROMNY. I mam z tym malutki problem: z drzew opadły liście……to więc moja pierwsza inwentaryzacja na „gołych” drzewach:) I tu zapraszam do rodzinnych zabaw w detektywów: na niedzielnym spacerku można zebrać trochę badyli, a w domu pobawić się w detektywa i wespół z wujkiem Google nazwać każdego badylka po imieniu:) Na początku nie jest łatwo (wiem coś o tym:)), ale szybko nabiera się wprawy. A jaka satysfakcja:))) Można się potem pomądrzyć przed znajomymi:) A tak na poważnie – naprawdę polecam taką zabawę. Zdziwicie się, jak bardzo drzewa różnią się pokrojem, barwą i strukturą kory (można podotykać), gałązkami i pąkami na tychże gałązkach. Jak jedne pączki są gładkie, inne puchate, jeszcze inne szorstkie a niektóre … przykleją Wam się do ręki:)

Po takim wyjeździe całodniowym, kiedy coś zjem ciepłego (czyli pizza ostatnimi czasy…) – dostaję pąsów na twarzy,  i szczerze powiem, że najchętniej położyłabym się spać:) Ale nic z tego – drzewka trza opisać, nadać im na papierze numer, zaznaczyć na mapie….i przygotować dzień następny. 
Są jeszcze projekty OBIECANE:), więc dziabię je po nocach…i do Beatki miałam wpaść na ploteczki – Beatko, jak mnie czytasz, to będziesz mogła za uszy wytarmosić, pozwalam, ale teraz NIE DAM RADY… Zaczęłam też ćwiczyć mój nadwyrężony kręgosłup. Ale musiałam sobie te ćwiczenia zorganizować sama, bo na NFZ nasz „kochany” to liczyć można jak na 30 stopni upału nad naszym Bałtykiem w styczniu…Nie pociągnę tematu dalej, szkoda pisaniny, wkurzę się niepotrzebnie późną porą…:) Tak więc mam teraz tyle ruchu, że ho, ho, ho!!!
****

W domu jak już mam w nocy chwilkę (czyli tradycyjnie, między północą a 24.00:)), to buszuję po sieci i PODCZYTUJĘ sobie Was:) Blogów cała masa, a ja mam kolejne WYRÓŻNIENIE:) od Bustani, za co BARDZO DZIĘKUJĘ:)


Mam więc już 22 blogi do nominowania, więc czytam, czytam i notuję sobie to i owo:) 
Na pasku bocznym jest również zabawa – Rozdawajka u Niezapominatki, kreatywnej i uzdolnionej Mamy małej Sprężynki:)) Zapraszam serdecznie do obu Dziewczyn – do (nie)zwykłych ogrodów Bustani i do uroczego domku Niezapominatki:)
****
Weekend poświęciłam Synowi. No dobra: pół weekendu, ale za to w całości. Będę się chwalić i dzielić…obawami. Pochwalę się, bo moje Dziecię zdobyło srebrny medal na międzyszkolnych zawodach zapaśniczych w swojej grupie wagowej. Pękałam z dumy:)) Ale zanim pękłam z dumy, to UMIERAŁAM ze strachu. Kiedy siedziałam z nim na treningach, to jakoś szło i dopingowanie i wskazywanie błędów czy właściwych chwytów: wiadomo, koledzy z drużyny, zawsze kończyło się śmiechem. Tym razem jednak było inaczej…kiedy z rozbitych nosów zawodników NAPRAWDĘ polała się krew, kiedy polały się łzy rozpaczy po przegranej, łzy bólu po kontuzjach, grymasy na buziach dzieci i tych młodszych i tych starszych, kiedy niektóre urazy wyglądały naprawdę groźnie, albo kiedy moje dziecko traciło oddech w uścisku przeciwnika i spojrzało błagalnie na podświetloną tablicę z czasem jakby chciał ten czas pchnąć do przodu, byleby runda już się skończyła albo kiedy rzucali sobą nawzajem z hukiem o matę … ja nawet filmiku nie mogłam nakręcić, choć mnie o to prosił. Pstryknęłam zdjęcia, potem uruchomiłam kamerkę w telefonie, ale z wrażenia zapomniałam jej włączyć … Po pierwszej rundzie przerażona na poważnie filmowałam matę zamiast chłopców…bo gapiłam się na nich ponad kamerką. Serce mi waliło, a na piersiach miałam chyba z tonę kamieni – tak mi było ciężko. Kto nie przeżył – nie zrozumie chyba. I zaznaczam – nie jestem kwoką, daję dziecku dużą swobodę, pozwalam poznawać świat i uczyć się na własnych, małych błędach, biegać po drzewach i szaleć na rowerze. Opatrzyłam niejedno rozbite kolano, 5 razy byliśmy na szyciu głowy, dwa na operacji…. ale wówczas wszystko wydawało mi się takie kontrolowane…W tym jednak przypadku miałam panikę w oczach…. Chyba nie powinnam jeździć na zawody. Po walkach przeszło mi:  opatrzyliśmy z pielęgniarką otarcia, rozmasowaliśmy pokrzywki i stłuczone kolano, dostał pigułkę na ból głowy (nieźle rąbnął…) Ja byłam w szoku autentycznym. Małe pyrdy w uścisku to był pikuś: popychały się, machały raczkami, czasami spięły się w uścisku. Starsi wchodzili w bezpośredni kontakt i mocowali się lub „podduszali”, a ci najstarsi…ufff….hardkor niezły…
Piłka w którą Dziecię również grywa jakoś mnie nie przeraża, nawet mimo faulowania. W zapasach jednak, kiedy widziałam, jak mi jedyne dziecko jakiś chłopak okłada, powala na matę ….i to na punkty!:)…. Synowi tego nie mówiłam – śmiałby się i powiedział, że jestem „obciachowa”… Mówię to Wam, Matkom w większości. TO BOLI. 
Ale On chce dalej trenować… no i??? 
No i pozwalam…..
****
Na koniec puszczam Wam „oko” :)))
i jako wielbicielka i muzyki francuskiej i Michała Bajora (jak On cudnie łka… Połówka moja co prawda za każdym razem jak słucham Bajora to beczy mi jak owca…śmieszne niby to ma być:))) podsyłam linka do utworku, który przed chwilka leciał w Trójce:)
 Miłego słuchania:))

Część zdjęć pochodzi rzecz jasna z nieco cieplejszej pory roku:) choć i teraz robaczki wszelkiej maści nie śpią jeszcze:) za ciepło im, skubane, jak mrozik chwyci, to się zdziwią…

7 komentarzy

  1. Gratuluję wyróżnień i serdecznie pozdrawiam:)

    Piękne zdjęcia:)

  2. No to miałaś i pracy i wrażeń. Też przeżywam występy córki, ale to obawy trochę inne – ona gra na fortepianie i obawa jest tylko czy się nie pomyli, czy trema jej nie zeźre itp., ale duma mnie rozpiera kiedy wszystko jest ok:)
    Pozdrawiam

    • :)) Mam w domu muzyka "w stanie spoczynku" i wiem z opowieści, co to trema przed występem:) Gratuluje utalentowanej córki, fortepian to fajna sprawa. U nas w domu mamy 5 gitar, skrzypce, pianino i akordeon mojego Dziadka:) Muzyka powinna gościć w każdym domu, choćby z płyty, ale każdy choć raz powinien spróbować na czymś "pobrzdąkać":)Aha-i na naukę nigdy nie jest za późno…Pozdrawiam:)

  3. Oj, jesteś zakręcona!!! Ale widać, że kochasz to co robisz:)
    Gratuluję wyróżnienia!!!

  4. Nawet nie wiesz jak lubie czytać Twoje posty – są bardzo REAL. Pozdrawiam bardzo ciepło i życzę naprawy kręgosłupa. K

    • Dzięki:) I ja lubię Cię podczytywać, masz ogromne doświadczenie i wraz z Andrew "czujecie bluesa" jeśli chodzi o ogrody i przyrodę:) I like it:)))

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*