Spotkanie Blogerów Ogrodniczych po raz trzeci czyli Zielone Ludziki w natarciu:)

Druga część gardeniowego wpisu skupi się wokół ludzi, a dokładniej mówiąc wokół blogerów ogrodniczych, bo to dla nich i dla Spotkania Blogerów Ogrodniczych wielu ogrodników przyjechało na Gardenię tak samo chętnie, jak jesienią zjawiło się na Zieleni to Życie.

Ogrodnicza Brać zielona spotyka się formalnie po raz trzeci, choć idea takich spotkań przewijała się już nieco wcześniej. Jednak dopiero Wojtek i Łukasz wzięli się z tematem za przysłowiowe rogi i zorganizowali na Gardenii równo rok temu  1 Spotkanie Blogerów Ogrodniczych. Spotkanie cieszyło się takim zainteresowaniem i tak szybko pozytywne wieści rozeszły się w social mediach i po blogach, że 2 SBO na warszawskiej Zieleni to Życie pękało w szwach, a to niedawne, trzecie to już był rozmach i glamour kryształowy że tak powiem:)
Ale od początku: ewolucyjnie rzecz biorąc Spotkania Blogerów Ogrodniczych idą w dobrym kierunku, pięknie się rozwijają i poszerzają swoje kręgi. Pierwsze nieśmiałe wykłady o których przeczytacie w zeszłorocznej relacji z Gardenii nadały tym spotkaniom fajny, edukacyjny charakter. Najlepsze jest to, że edukujemy MY, czyli ludzie którzy znają się z blogów i chcą dzielić się swoją pasją i wiedzą. Kolejną tradycją SBO stało się przyznawanie nagród blogerskich za najlepiej zaaranżowane stoisko na Targach – te przyznawane są po raz drugi. W tym roku kryształowe, dedykowane nagrody to był strzał w dziesiątkę – nagrody gustowne i bardzo prestiżowe, ale ten prestiż i samą ideę przyznawania nagród trzeba mocniej nagłośnić moim zdaniem. Mając za sobą dzieciństwo i młodość w harcerstwie lubię tego typu podchody: wśród tłumu zwiedzających stoiska gości kręcą się takie Zielone Ludziki z aparatami, zadają dziwne pytania („A ten mech to skąd macie ?” – „Z prywatnego lasu…” jaaasneeee… poprzednia wersja była, że z dachu ściągali…  wpis Megi do poczytania), robią zdjęcia, podjadają krówki (a co…) i spijają kawę, a w zanadrzu mają kajet, ołówek i skrupulatnie spisują jak, gdzie i dlaczego, później głosują, a ich głosy przekładają się na nagrody Blogerów wręczane nie przez jury, a przez LUDZI – przez nas. Tym bardziej cenną. Nie wiem jak Was, ale mnie to kręci:)
Każde spotkanie kończyło się afterparty, czyli nieformalnym wypadem do knajpy. To trzecia tradycja SBO. Pierwsze spotkanie było w bardzo kameralnym gronie w Ptasim Radiu w Poznaniu, drugie w Słoiku w Warszawie było już liczniejsze, natomiast z trzecim mieliśmy poważny problem, bo … tylu nas przyszło, że ciężko było zarezerwować miejsce dla wszystkich chętnych:) Strach się bać, co będzie na kolejnych Spotkaniach!
Ale wróćmy do tegorocznej relacji. Chłopaki się wyrabiają coraz bardziej, więc i spotkania coraz bardziej profesjonalne. W tym roku po raz pierwszy mieliśmy sponsora głównego w postaci firmy Agrecol – szczegółów nie znam, ale musiało się opłacić, bo na salce mieliśmy nawet kawę, herbatę i ciasteczka. Mała rzecz, a cieszy… 🙂 Ale honorowo muszę przyznać, że firma Hydrobox miała dla uczestników spotkania dużo lepszy „pakiet startowy” – kubek jak ulał pasujący do moich drobnych, wiecznie zmarzniętych dłoni, doniczki, łopatka elegancka do sadzenia, ołóweczek, notesik i kilka swoich flagowych produktów, których nie omieszkam przetestować przy siewach i sadzeniach:)
Na Spotkanie Blogerów przeznaczono tradycyjnie dwa dni – dni podczas których odbywały się przede wszystkim wykłady. W tym roku salka wykładowa pękała w szwach, przynajmniej w pierwszy dzień. Ciężko stwierdzić skąd to przerzedzenie publiczności w sobotę – czy to efekt uboczny afterparty, czy też głód buszowania po kiermaszu i szukania kiczu na Gardenii – ale było nieco luźniej.
Wykłady prowadzili głównie koledzy i koleżanki „po klawiaturze” i „po aparacie”. Nie zdążyłam na wykład Magdy Sobolewskiej o gąszczu roślin, ani Łukasza Skopa o etyce blogerskiej. Koło nosa przeszły mi podróże Tomka Koka i Filipa Misiewicza oraz Łąki braci Podyma, choć Łąki były na Seminarium (byłam, słuchałam, bardzo mi się podobało), więc właściwie byłam w temacie:) Te na których byłam można podzielić na dwie części – te pomocne w pisaniu i blogowaniu w ogóle i te pomocne w życiu zawodowym i nie tylko.
Marta Tysowiecka uchyliła rąbka tajemnicy w kwestii świadomego pisania, ukierunkowanego na czytelnika/klienta – misterna sieć pajęcza w postaci robotów Google i słów kluczowych, jak je nakarmić i zwabić, żeby owe robociki nasze blogi wypchnęły  na wyżyny wyszukiwania, aby to nasz wpis Czytelnik znalazł i aby to nam statystyki poszybowały w górę. Stosujecie??? Ja od niedawna. Powiem szczerze, że znając te „knyfy” czuję się manipulowana w dwójnasób:) Taka reklama dedykowana, ciasteczko z lukrem. Oby tylko nie zemdliło:) Ale ja tak reaguję na wszystkie reklamy i chwyty marketingowe, innym to albo nie przeszkadza, albo nie wiedzą że te ciasteczka to nie tylko z miłości bliźniego. Chcieliśmy kapitalizmu to mamy. Na odwrót trochę późno:)
Ania Stachurska rozłożyła bloga i firmę na części pierwsze i rozsypała nam w swojej prezentacji wszystkie trybiki bloga wspomagającego firmę. Albo na odwrót – jak kto woli. Prawdziwa ewolucja z rewolucją w tle – czy przydatna? Tak, dla przedsiębiorców, albo tych, którzy z bloga chcą zrobić firmę i kosić kasę na reklamach, wywiadach, wpisach sponsorowanych. Nie jest to złe, bo wówczas blog zmienia się w gazetkę – portal, koniecznie ze słupem reklamowym. Póki nie sprzedajemy kłamstwa i zachowujemy się etycznie – nie mam nic przeciwko temu, choć dodam od siebie, że zarabiające blogi (same blogi – bez duetu blog-firma) to głównie lifestyl, finanse i macierzyństwo. Na ogrodnictwie można jedynie zarobić na waciki:) Na ZUS nie uzbieracie:) Przynajmniej na razie…
Wojtek Wardecki zebrał opinie kilku blogerów i wyłożył nam receptę na najlepszy blog ogrodniczy w Polsce. Kolejny konkursik się szykuje??? Brawo brawo!
Tomek Ciesielski rozwalił nasze archiwa zdjęciowe. Dosłownie podłożył bombę, rozbił w drobny mak i kazał pozbierać te najlepsze, które przetrwały… marnie resztki:) Budując relację obrazem nawet jeżeli ma on być tylko uzupełnieniem wpisu musimy robić DOBRE zdjęcia. Przeglądając Instagram wyłapuję zdjęcia tak charakterystyczne, że nie potrzeba wpisu ani podpisu, żeby poznać autora (Scraperka, Anita się nudzi, Czary z drewna, Jest rudo). Ale ciężko robić takie klimatyczne zdjęcia będąc ogrodnikiem – kwiaty są żywe, kolorowe, soczyste, zmienne… Trzeba poszukać własnego stylu, tego „czegoś” co będzie nasze zdjęcia wyróżniało. Sprawy techniczne i kompozycyjne Tomasz omówił dogłębnie – nam, blogerom zostało już tylko poszukiwanie esencji własnych obrazów.
O życiu i pasjach opowiedział Jakub Myśliwiec który tworzy Ogrodowa Mapę Polski. Do projektu zaprosił wszystkich którym na sercu leżą piękne ogrody i miejsca w których się skryły. Wiele z nich to ogrody prywatne otwierane okazyjnie dla szerszej publiczności. W świetle mającego powstać Stowarzyszenia Blogerów Ogrodniczych sądzę, że taka mapa bardzo wspomogłaby naszą statutową chęć kształcenia i doskonalenia oraz poznawania różnych ogrodów i pasjonatów, którzy je tworzą. Pomysł bombowy:)
Niemniej bombowy jest nazwany wreszcie  z imienia zbawienny wpływ ogrodnictwa i obcowania z przyrodą w ogóle na nasza samopoczucie, rekonwalescencję, rozwój emocjonalny i fizyczny, rehabilitację czy ogólnie rzecz biorąc łagodność obyczajów. Wykład o hortiterapii przedstawili Aneta Jabłońska i Mariusz Warachim. Bo w ogrodach jak w muzyce – nuty, pięciolinia, kilka znaków, zasad (częściowo do złamania oczywiście:)), nasza fantazja i możemy tworzyć nieskończoną ilość pięknych kompozycji, rabat, grządek czy całych założeń ogrodowych… Cudnie. Prawie jak malarstwo:)
Mam wielką nadzieję, że Spotkania Blogerów Ogrodniczych staną się żelaznym punktem przynajmniej dwóch ogrodniczych targów  – Gardenii i Zieleni to Życie. I że będzie nas na tych spotkaniach coraz więcej i więcej, że każdy blogujący ogrodnik znajdzie w tych spotkaniach kilka punktów dla siebie niezależnie od tego, czy prowadzi bloga dla bloga, dla zysku czy dla swojej firmy. Mam tez nadzieję, że po każdym takim spotkaniu będę mogła powiedzieć to, co zwykle się mówi, kiedy bajka się kończy:
„I jak tam z gośćmi  byłam, miód i wino piłam, a com widziała i słyszała, w księdze wszystkom opisała” 🙂

12 komentarzy

  1. Chętnie sobie u ciebie poczytałam co tam się w drugim dniu działo. W sumie to już nabrałam ochoty na 4SBO i mam nadzieję, że się odbędzie na ZtŻ we wrześniu. A co do przerzedzenia szeregów w sobotę, oprócz tych powodów, które powyżej podała Ania, moim zdaniem ważny jest fakt, że wiele osób chciałoby na targach posłuchać też prelekcji spoza SBO, wiec pojawiają się trochę tu, trochę gdzie indziej. A do SBO to ja mam taka uwagę, że choć wszystkie prezentacje są bardzo ciekawe i wartościowe, trochę tego za dużo naraz. Dużo osób chciałoby zadać pytania, podyskutować, a na to brakuje czasu i miejsca. Przydałoby się po każdej prezentacji z 15 min. na dyskusję.

    • Aga dyskusje były na 1 SBO, co skutkowało brakiem czasu dla innych prelegentów, to samo było na 2SBO – Permakultura nie miała swojego czasu wcale niestety… Prelekcji powinno być mniej, ale każda powinna mieć czas na pytania, słuszna uwaga. Też czekam na wrzesień:)

    • No właśnie, to pokazuje, że potrzeba jest i fajnie by było zaplanować na to trochę czasu. Może we wrześniu się uda.

  2. Oj, wiem że nie każdy był dyspozycyjny przez dwa dni:) Niektórych nawet zęby bolały…;) Mój wykład będzie w następnym wpisie i to poszerzony to, czego nie zdążyłam powiedzieć, bo czas naglił… SBO ewoluuje w dobrym kierunku, więc sądzę, że Organizatorzy wezmą pod uwagę wszystkie uwagi i sugestie:)

  3. Ja Hydrobox też będę jeszcze chwalić, jak się wezmę za wykorzystanie prezentów 🙂 A Agrocol właśnie ratuje moje storczyki 😉 Co do soboty… Dużo osób nastawiało się na jeden dzień, bo nie mieli po prostu innej możliwości (np. ja i opieka Młodym), albo mimo planów powaliło ich życie (np. Aga i rozchorowanie się na całego). Ja strasznie żałuję, że ominął mnie Twój wykład, ten o zdjęciach i o hortiterapi. Niestety ogłoszenie kto w jaki dzień będzie miał wykład i o której godzinie nastąpiło zdecydowanie za późno – przynajmniej o tydzień. Wielka szkoda, bo przypuszczam, że przynajmniej kilka osób (w tym ja) inaczej by zaplanowało te dni. Mam nadzieję, że nasi mili organizatorzy wyciągną z tego wnioski i zrezygnują z aż takiego budowania napięcia na rzecz lepszej informacji 🙂

  4. Mam bloga dla bloga. I fajnie się z nim czuję. Kto chce zagląda. A skoro nawet na waciki nie…to pozostaję przy mojej jego wizji i nie zmieniam niczego, choć miałam zakusy.
    Pozdrawiam Madziu!

    • Gaja, blog jako firma (bez dodatkowej działalności gospodarczej, a tylko jako dodatek do "etatu") to na waciki. I nie dlatego, że się nie da, tylko dlatego, że pisanie bloga tak, aby przynosił konkretne zyski to nie tylko same wpisy i zdjęcia, ale też cała maszyna marketingowa i sprzedawanie swoich "usług" tym firmom, które zechcą za to zapłacić. Czasami się udaje zamienić etat na bloga (wtedy blog staje się własną firmą), ale to przypadki rzadkie i tak naprawdę najpierw trzeba włożyć mnóstwo pomysłów, pracy i pieniędzy, aby po przynajmniej roku-dwóch (zakładając, że mamy super pomysł, super biznes plan dla bloga, bardzo chwytliwy temat i bogatych sponsorów-reklamodawców) móc wyciągać jakiekolwiek pieniądze, jakiekolwiek wpływy, przy czy wpływ to nie to samo co dochód:) Skrótowo wygląda to tak, że aby na rękę mieć ok. 1400-1600 zł, to brutto musimy zarobić ok. 3500 zł. Takie są koszty pracy (samej pracy – ZUS, podatki, daniny, księgowa która nam to wszystko wyliczy…) przy własnej DG i cały czas mówimy tutaj o jednoosobowej DG, czyli wszyściutko robimy SAMI. Więc nawet jak zarobimy 300 czy 500 zł (minus podatki!) to jest mało. Za mało, żeby traktować taki biznes blogowy poważnie, bo każdy kto próbował zarabiać na blogu wie ile czasu musiał włożyć, żeby wyciągnąć te 300-500 zł:) Przy podzieleniu tego na roboczogodziny może okazać się, że zarobiliśmy… 5 zł/h:) Po takim wyliczeniu większość blogerów odpuszcza, bo zarabianie im się najnormalniej nie opłaca, wolą pisać dla pisania, prestiżu, chęci bycia znanym, może jakiegoś wywiadu, wykładu gdzieś, kiedyś – takie podejście daje ogromny komfort psychiczny, bez ciśnienia na zarabianie. Pozdrawiam gaju, ja zaglądam, fajny masz blog i super ogród:)

  5. Sprostowanie bę­dzie delikatne, bo wydźwięk tego co napisałaś Madziu może być mylący: moje wystąpienie nie dotyczyło bloga jako narzędzia w działalności gospodarczej nie zarabiania na samym blogu jako takim. Chodziło o wykorzystanie go bardziej jako nośnika informacji i narzędzia prezentacji samej firmy i jej oferty a także kanału komunikacji z klientem. W przypadku mojej działalności blog na tym etapie już bardzo mocno wspiera działalność gospodarczą (nie mylić zarabia na wpisach sponorowanych etc. bo to jest raczej zarabianie na samym blogu) i jest w pewien sposób `twarzą` firmy, czymś co przyciąga część klientów do niej. I tak bardziej o tym kierunku mówiłam 🙂 Zarabianie na blogu w klasycznym rozumieniu – reklamy, wpisy to nieco inna bajka i tu największy potencjał reklamowy maja firmy wykonawcze, które pokazują swoją prace . To daje największe możliwości współpracy reklamowej i za całkiem sensowną kasę.

    • Ależ tak napisałam – dla przedsiębiorców. Przedsiębiorca wie jak wykorzystać blog dla promocji własnej firmy i jak zrobić z bloga "twarz" firmową. Fajnie to przedstawiłaś, choć większość z blogerów (w ogóle blogerów, nie tylko ogrodniczych) zachęceni przez sukcesy innych próbują dowiedzieć się JAK ZARABIAĆ na blogu. Myślę sobie, że popełnię na ten temat wpis:) Bo wszystkim się wydaje, że to taka bułka z masłem i złoty deszcz z nieba sam poleci… Kto był na wykładzie wie o co biega, a kto nie był – niech żałuje.

  6. Dzięki za info o Ogrodowej Mapie Polski. Przyda się w czasie wakacji 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*