Tym razem o kobiecie inaczej:) Że Helena była piękna to nie mamy wątpliwości – jakby nie była, toby się faceci o nią nie pobili. A tu proszę – zaraz wojna Trojańska…Chyba że miała inne przymioty o których historia milczy:) Ale zakładamy, że była piękna. Fizycznie. Co z duszą, z pięknym wnętrzem? Nie wiemy, zapewne skoro się o na bili to i wnętrze musiała mieć piękne, choć z facetami nigdy nie wiadomo:) W bohaterce tego posta kochają się jednak nie tylko faceci, bo HELENA ma duszę…ooo i to JAKĄ!!! Jak tej duszy da upust, to świat mgłą zachodzi, a dokładniej parą. Bowiem ta piękna Helena to nic innego jak osmolony parowóz kursujący między Poznaniem a Wolsztynem – do dziś niestety… Co będzie później, nie wiadomo, może wróci, choc pewności nie ma.
Helen śmiaga po torach z gwizdem że hej, w kłębach pary uśmiechnięci maszyniści machają do uśmiechniętych przechodniów. Pamiętam ją od dziecka, zawsze machałam:) Teraz może nie macham (ze względu na Połówkę:)), ale uśmiecham się szeroko, bo lubię naszą osmolona Helenę. Parowozy opalane są węglem więc nie do końca są ekologiczne. Ale podobno tańsze w utrzymaniu niż te elektryczne.
Jednak dla mnie parowóz jest jednym z ostatnich reliktów minionej epoki – epoki parowej, epoki ludzi obsługujących maszyny, epoki czasu dla siebie, dla rodziny, celebrowania tego czasu, wspólnego świętowania i pogaduszek w pociągach…teraz mamy epokę elektroniki – maszyny obsługuje maszyna, rodzina nie ma czasu się spotykać – gadają na fejsie, na skypie, piszą maile i sms-y, dzieci napotykaja na ścianę dóbr z których mogą wybierać do woli, więc niewiele rzeczy je kręci, a już na pewno nie machanie maszyniście:) Nie wszystkie na szczęście, ale to, czy pokażemy naszym dzieciom choć fragment NASZEGO dziecięcego świata, zależy już od nas samych, od naszych wspomnień i pracy włożonej w to, żeby liczenie kropek na biedronce, szukanie czterolistnej koniczynki, krzyczenie w niebo „Panie pilocie dziura w samolocie!!!!”, albo machanie osmolonej Helenie (tudzież podczas wycieczek machało się z autokaru:)) sprawiało tyle samo radości co nowa aplikacja na smartfona:)
Czas pieczenia pierników, wykonywania ozdób świątecznych , porządkowania i strojenia domu, wybiarania choinki, podarków, czynienie dobra, otwarcie serca, radości i uśmiechu – życzę Wam, żebyście ten czas mogli spędzić z Rodziną, z mężami, żonami, partnerami, dzieciakami, rodzicami, ciociami, wujkami, babciami i dziadkami, z miłymi wspomnieniami z dzieciństwa, żebyście uśmiechnęli się do sąsiada – buraka, niech mu mina zrzednie (a może wreszcie też się uśmiechnie?:)), a Wy będziecie mieli DOBRY DZIEŃ.
Tak po prostu – Dobrych Dni Wam życzę:)
Pięknie napisałaś, uwielbiam ciebie czytać! Masz absolutną racje, świat staje się mało przytulny 🙁 Mam nadzieję, że moje dziewczynki nie tylko będą miały szałasowe dzieciństwo z grami planszowymi i książką w tle, ale również że spotkają na swojej drodze ludzi podobnie wychowywanych, po staremu.
A propos wszędobylskiej techniki. Przyjmowaliśmy wczoraj księdza po kolędzie. Nastrój typowo świąteczny, świeczki, telewizor i radio oczywiście wyłączone, choinka błyszczy, za oknem koty przylepione do szyb. Ksiądz w swoich niezmiennych od tysiącleci szatach, ministranci również w podobnym dizajnie. Nastrój nostalgiczny. Mąż mój rozmawia z księdzem, a ja sobie myślę, że wszystko wygląda jakby czas się zatrzymał i równie dobrze mogłoby to odbywać się lata świetlne temu… Wykorzystując okazje, że panowie są zajęci podchodzę do siedzących w kuchni ministrantów i mówię: "Chłopacy może herbatki, albo ciastek?". "Nie, dziękujemy, jesteśmy najedzeni". No to myślę sobie rozładuję atmosferę drobnym żarcikiem: "To może kompa Wam odpalić?"-pytam. A oni na to: "Dzięki. Mamy neta w iphonie" mówiąc to wyciągają komórki z pod swoich stuletnich szat. No i tym mnie zgasili, nastrój nostalgicznej wiejskości również :/
Dzięki za życzenia i wzajemnie 🙂 Ja lubię ten przedświąteczny czas, nie szaleję, wszystko w miarę, by mieć czas dla najbliższych.
Gdy byłam dzieckiem zawsze machałam z autobusu, pozostało mi to do dzisiaj i gdy widzę autobus dziećmi to im macham 🙂 Te ze szkolnego autobusu rzadko mi odpowiadają, natomiast takie z letniego wycieczkowego machają aż miło 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
No troszkę mnie zmartwiłaś Heleną… Całkiem niedawno przebijałam się właśnie z Młodym przez te kłęby jadąc do Poznania i obiecałam mu przejażdżkę tym właśnie pociągiem na wiosnę jak już cieplej będzie! Oby wróciła.
A dobrych dni również Tobie życzę. Za twoje życzenia bardzo dziękuję, bo do Świąt potrzebuję już samych dobrych dni, żeby się wyrobić 🙂
Podobno ma wrócić, ale nie wiadomo kiedy:) Dobre Dni chyba wszystkim się przydadzą:)
Nie wiedziałam, że jeszcze parowozy na węgiel są w użyciu myślałam, że to już relikty, do pokazywania w muzeum. A po drodze na Mazury mijam takie zarośnięte tory z kolejki wąskotorowej, od lat nieczynnej. Trasa wiedzie gdzieś za Szczytnem, do Wielbarka czy jakoś tak, i na innej trasie za Pułtuskiem też jest podobna. Ostatnio, wiele lat temu jechałam taką w okolicy Biskupina, do Wenecji, podobno czynna nadal. Tobie Ondraszko też życzę przyjemności w przygotowywaniu do świąt, ponoć właśnie od dziś, czyli św. Łucji tradycja nakazuje rozpocząć przygotowania pełną parą.
Nie, nasza Helenka daje nieźle czadu:) Teraz przestaje, ale ma podobno wrócić…mam nadzieję że jeszcze nie raz będę jechac do pracy przebijajac się przez kłęby pary:) Dwa pierwsze zdjęcia zrobiłam latem, ostatnie kilka dni temu.
Św. Łucja…czytałam. Tak, prawie połowa grudnia – to dobry czas na pełnowymiarwe przygotowania do świąt. Zdecydowanie lepszy niż 2 listopada:)
Ech, łza się w oku kręci…Temat Twojego wpisu bardzo się zbiega z tym, co Mika ma do powiedzenia, ale wywaliło nas z bloggera! Traktuje mnie jak obcą! Mogę tylko komenty pisać. Ciężki kawałek chleba ten blog…
Kręci się…mnie parowóz najbardziej kojarzy się z poczętkiem filmu Dr Quinn:) To dopiero były czasy! Kobiety miały co prawda pod górkę, ale teraz też lekko nie ma:) Choćby taki durny blogger – wywala i już! Hana, nikt nie mówi, że to łatwy kawał chleba, ale za to takich znajomości to nie miałabyś w realu:)
Święta, najświętsza prawda. Jak miałabym żyć nie znając Ciebie, Mnemo, Kreta, Miki, Eduszki, Pacjana, Lidki, Jagody, Boni, Riannon, że wymienię tylko kilka osób! To zadział się jakiś niesamowity cud. Spotykamy się w realu i to nadal działa! Upierdliwość bloggera to nieduży koszt.
Jakoś święta nie pozbawiają mnie tchu. Łatwo nie było, ale wypracowałam sobie świąteczny luzik. Drzemią w nas jakieś dziwaczne przyzwyczajenia, wzorce, poczucie obowiązku, jakaś tradycja, sama nie wiem, co jeszcze. Przymus świętowania chyba. Nie znaczy to, że potępiam. Szanuję, ale sama dziękuję, nie….