Zbieram siły:), dziękuję za wyróżnienie i … marzę…

Co weekend je zbieram-od czwartku albo nawet środy planuję co, gdzie i jak zrobić, wraz z piątkiem pędzę na złamanie karku do domu…porządki, obiady (tu najchetniej nagotowałabym gar zupy na dwa dni, żeby starczyło tylko odgrzać, ale mnie jakoś Westa, ta od pielęgnacji domowego ogniska do pionu sprowadza i każe celebrować obiady weekendowe…choć i tak ostatnio kończyło się na knajpie, albo pizzy na telefon – latorośl oczywiście wniebowzięta!), pranie – żeby jak najwięcej z wolnych dni mieć na rzeczy ważne:) 
Czsami wybywam na szybki spacer – wtedy najłatwiej podrasować akumulatory:) A pogoda sprzyja…

Ups…Gdzie Ustawa Śmieciowa, ja się pytam???!!!
I relaks szlag trafił….

O tym, że w domu bałagan non stop (remont), wszystko zakurzone (remont), zero własnego czasu (remont:)) to już pisałam…w czwartek  zeszły jednak wzięłam się  ostro do pracy i posprzątałam. Mieliśmy jechać do Łodzi, do rodzinki, ale w ostatniej chwili Połówka została wezwana do pracy na mega pilne spotkanie – nici z planów rodzinnych…wykorzystałam jednak ten dzień z pożytkiem dla domu:) Pomyłam okna, podłogi (te zabrudzone były jeszcze tego samego wieczoru…) i zawiesiłam wreszcie zasłonki od Ewy z Shabby Shop:)
Oczywiście nie tylko zasłonki zamówiłam u Ewy-był bieżnik, ściereczki, koszyk na pieczywo, serwetka, dwie poszewki na podusie, a w prezencie (!!!) dostałam bajeczny fartuszek z serduszkiem. Poprosiłam Ewę o połączenie materiału w delikatną czeroną krateczkę z lnem i koronką – efekt bombowy, bo Ewa szyje perfekcyjnie, dokładnie i ładnie – zresztą zobaczcie sami:) 

Oczywiście jak skończyłam roboty, to było już ciemno, i zdjęcia takie sobie. U Ewy jej cudeńka sa ładniej ukazane:) W lepszym świetle.
 Ja wychodzę z domu raniutko, wracam jak jest już ciemno – zdjęcie poniżej próbowałam zrobić po wstaniu, popijając poranną kawę, ale jak widać wschód słońca zabrał firankom calutki urok:)
W wolne dni odwiedzilismy Łódż – miasto tak piękne, jak i zniszczone…nie robiłam zdjęć, bo jechaliśmy z Babcią i Dziecięciem-ich trzeba było pilnować. Cmantarz w Zgierzu…jakoś po oczach biją niewielkie lata przeżyte przez ludzi tam pochowanych…

Przed cmentarzem jarmark – baloniki, słodkości , wata cuktowa, znicze, złocone kwiaty, księża zbierający na wypominki…gwar, tłum, rewia mody, futer, makijażów, kusych spódniczek i szpilek niebezpiecznie bujających nogami ich właścicielek się na zniszczonych, cmantarnych ścieżkach…:) No ale taka nasza polska tradycja – widzisz rodzinę raz na ruski rok, to i pokazać się musisz:) Odwiedziliśmy także rodzinę Połówki mojej – ludzi w bardzo słusznym wieku, ciągle jednak z umysłem jak brzytwa, ciętym słowem, humorem i niesamowitym zrozumieniem młodzieżowych problemów:) Mój Syn śmigał jak strzała, pomagał w kuchni, nawet mieszkanko trochę ogarnął:) Pękałam z dumy, bo zachował się na medal:) Wandzia i Henio ugościli nas po Polsku, czym chata bogata, zaś  Leszek i Oleńka zmęczeni już życiem i tak wykazali się niezłą formą, zjedli ze smakiem ciasto które upiekłam, później zaś żegnali nas tak sedecznie, że musimy  koniecznie odwiedzić Łódź na święta, czas biegnie bowiem tak szybko, lata uciekają….i cholera zawsze do przodu….

*****
Każdą wolną chwilę spędzamy na budowie, na szczęście mamy już wykończeniówkę – teraz kładziemy płytki. Jestem tak podekscytowana, ze nie mogę wybrać mebli:) Te, które chcialiśmy okazały się za duże, byłyby wciśnięte ja sardynki w miejsce między ścianą a kominkiem… Mniejszych nie chcemy, bo wieczorem salon zamieni się w sypialnię, i z kolei My bylibyśmu wciścięci jak sardynki w za ciasne łożko:) Stanęło na narożniku…ale…nie jestem do końca przekonana, bo nie odpowiada mi z kolei układ spania…naprawdę nie miałam pojęcia, że dobór mebli to aż takie wyzwanie!!! Panowie oczywiście nie widzą problemów: tu kanapa, tam stół, „jakieś” krzesła, może fotel, szafa, „jakieś” półki zamykane (to znaczy komoda:)) i jest okey:) A kolory? „JAKIEŚ”, najlepiej CIEMNE bo BRUDU  NIE WIDAĆ!:) 
No tak – logiczne…ciemne nosimy tak długo, aż samo spadnie:) 
Rany… zagwozdkę mam, a sił nie widać…od jutra musze znów zacząć je zbierać – kończymy w sobotę pokój, fugowanie i malowanie… Później trzeba wstawić drzwi i można meblować. Gabinet idzie na drugi ogień – ściany prawie gotowe. Jutro mają przyjść panowie od schodów i brukarze – tych ostatnich nie mogę się doczekać – po tylu sezonach w błocie, wodzie i pustynnym piachu wreszcie będziemy mieć czysto przed wejściem, wreszcie wokół domu będzie można przejśc „suchą nogą”…nawet te schody mnie tak nie rajcują – w  ostateczności mam drabinę:) W wolne dni czekają nas też zakupy ognioodpornych płyt do kominka i BELI:) A przynajmniej jej zamówienie. Ja mam już upatrzoną girlandę:) i skaprety na belę…i tak po cichutku marzy mi się, że zdążymy ze wszystkim do grudnia i w tym roku Wigilia będzie u nas….jak zamknę oczy widzę choinkę kolorową, pachnąca igliwiem,  pięknie zastawiony stół, migocące świece, dyskretne kolędy, naszą Rodzinę  gaworzącą przy stole i zapachy błakające się po domu, gdzieś między dziecięcym śmiechem, naszymi rozmowami, a wesołym strzelaniem drew w kominku:)…
*****
Ogród… post ogrodowy, zamykający sezon „robi się” już chyba od miesiąca… mam tyle zdjęć do obrobienia, że nie wyrabiam:) Podsumowałam zbiory, ogrodowe doświadczenia i eksperymenty, swoje błędy i zwycięstwa. Mam plany na przyszły sezon (między innymi szklarnię, najprawdziwszą, własną szklarnię, koniecznie z lampką, żeby łatwiej było pikowac przy świętym spokoju w szklarniowym zaciszu – patent Kasi Bellingham:)), wiem już co, gdzie i jak:) Poszukam tylko nasion warzyw podpatrzonych u Was, drogie bloggerki ogrodowe:) bo ładne one i smaczne jak zapewniacie:) Kwiaty mam z wymiany nasionek w Klubie Pożądanego Nasionka – w przyszłym sezonie będzie zdecydowanie bardziej kolorowo:) „Pod płot” poszły juz barwinki zajmujące stanowczo za dużo miejsca na rabatach – miały pełnić rolę zapchaj dziury:) i za bardzo wzięłby sobie te rolę do serca – opanowały stanowczo za duże połacie tej „dziury”:)
My zajadamy się jarmużem, topinamburem – to już resztki… na talerzu topinabur właśnie i duszony jarmuż z pomidorami, cebulką i czosnkiem…mniam:) no i rybka…

…ostatnimi kapustami, mam jeszcze własne pory na sałatką jajeczną z majonezem:)  i niezwykle obficie oblepioną wcale nie tak malutkimi kapustkami brukselkę:) Chrupaliśmy w tym roku własne kalarepki (sama słodycz, a miąższ jak masełko, sklepowe się nie umywają!), własne rzodkiewi udają się od samego początku, ogromna ilość pomidorków różnych kolorów, faktur i kształtów, ogórki, cukienie, cebulę, bób, groszek cukrowy, fasola szparagowa  żółta i „łaciata”(nie pamiętam odmiany), tyczna zielona, żółta i fioletowa, kukurydzę nawet wysiałam, jak urosła zebrałam, ugotowałam Młodzieży i zjadła z masełkiem i solą…aż uszy się trzęsły:) Krocie sałat: masłowa, lodowa, rzymska czerwona, rukola, roszponka…matko, ile tych pyszności było!!!O ziołach, lubczyku, zielu miłości nadającemu każdej zupie TEN smak i zapach, pietruszce, kopoerku, bazylii czy zwykłym szczypiorku do jajecznicy nie wspomnę:) Wysiałam też w tym roku estragon i rutę, ale zanim wzeszły,  przyszła ulewa i rozmyła mi nasionka po połowie warzywnika – tam gdzie nie zadusiły ich inne rośliny, wyrosły małe kępki – zebralam i ususzyłam. W przyszłym sezonie wysieję w kuwecie i wysadzę „krojąc” zawartość kuwety  jak placek:) W tym roku robiłam tak z lobelią-delikatne roślinki zniosły ten zabieg nadzwyczaj dobrze:) Sece rośnie:) Moje Rodzinka wie co je:) Ach, pokusiłabym się jeszcze o zwierza-pierza  hodowlanego (na jaja wiejskie), ale to będzie batalia prawdziwa:) W tej materii jednak sama muszę sprawę przemyśleć, bo jaja jeść chcą wszyscy, a robić przy kurniku to z pewnością nie będzie komu:) A pracy przy tym sporo i to systematycznej – wiem, bo mój Dziadek kochany hodował kury i króliki – wstawał o 5 rano, żeby jeszcze przed pracą nakarmić zwierzaki:) Rozmarzyałam się potwornie, to pod wpływem TEGO posta:) Normalnie klękajcie narody…
****
Za mną też pierwszy zjazd. Babcia chwaląc się „synową” mówi: „Magdzia robi MAGISTERIUM”. Poczułam się przynajmniej jak docent:)  Moje „magisterium” da mi w kość – wiem już po pierwszych zajęciach:) Mam wrażenie, że dopiero teraz zacznę studiować, i poczuję DOTKLIWIE co znaczy już być inżynierem:) Muszę sobie zamontować dodatkowe oprogramownie w głowie, żeby jeszcze szybciej przeliczać wszystko co jest przeliczalne w architekturze krajobrazu:)
Póki co jednak sezon ogrodniczy odwieszamy na półkę, czas na podsumowania (o tym jeszcze będzie) i nieąmiało rozrysowywane plany na przyszły rok. Późna jesień zejdzie mi bardziej na architekturze wnetrz:) niż krajobrazowej, ale ta również wciąga:) Później będa przygotowania do Gwiazdki i powitania Nowego Roku…Styczeń będzie się dłużył, ale magazyny ogrodnicze będą już kolorowe, już będą nas kusić:), a i można zabić ten czas styczniowy rozrysowując sobie to i owo na kartce, w lutym byle do Walentynek:) A od 15 lutego….znów zaczniemy powolutku działać w ogrodach:) Ledwo dwa tygodnie zostana nam do marca (w międzyczasie Gardenia!), a wtedy znowu wszystko wybuchnie kolorem zapachem, świeżością wiosny:) Tak więc jak widzicie trzeba tylko znaleźć sobie „punkty odniesienia” i odhaczać je na swojej „osi czasu”:)
*****
Pochwalę sie jeszcze, że od Ewy z Shabby Shop dostałam wyróżnienie:) za które serdecznie dziękuję!

Mam nominować teraz 7 blogów…no ok:) Nominuję. Będą to blogi przyrodniczo – ogrodnicze – ich autorzy dostaną „plusa” za miłość do natury, ziemi, roślin i przyrody. Co muszą zrobić? Hmmm.:) Chciałabym, żeby napisali u siebie za co kochają naturę, przyrodę czy ogrody-swoje lub cudze:).  Mogą napisać własną refleksję (może nawet posta?…), bo temat rzeka, albo odpowiedzieć jednym zdaniem – jak wolą. Albo nie napiszą nic, bo mam  w ulubionych blogi, których autorzy „nie bawią się” w nominację, jednak moim zdaniem zasługują na wyróznienie:)

Ja odpowiem na pytania Ewy i zacznę ogrodowy wywód, ale najpierw nominacje:
4. Naturalnie 
5. Niepodlewam 
6. Foto Blog Drzewa Polski 
7. Barwy ogrodu 

Ok, mam teraz ujawnić 7 faktów o sobie:

1. Popadam w skarjności – jesli milczę to jak zaklęta, jak się rozgadam, to nie można mnie uciszyć:)
2. Jak się wściekne, to nie panuję nad jęzorem, więc nie można mnie zabierać na dyplomatyczne spotkania, a właściwie można, ale z zakazem wypowiedzi:)
3. Uwielbiam jeść:) i popijać do posiłku dobre wino lub piwo- ze względu na przepisy i rozsądek, popijam  tylko do kolacji, albo jak mam szofera:)
4. Jestem pedantyczna – moje projekty czy szkice obfituja w szczegóły, które są moją zmorą, bo ciągle uważam je za niedopracowane:)
5. Uważam się za Hero-Woman, niezniszczalną i nad wyraz silną, za co już zapłaciłam słoną cenę (kręgosłup),ale nie uczę się na błędach i nadal kozaczę w myśl zasady, że nikt nie wykopoie tej dziury tak dobrze i w takich wymiarach jak ja:), nikt nie wie, jak dobrze posadzic roślinę, nikt…no właśnie, taka Zosia Samosia…
6. Za dużo na siebie biorę, potem nie śpię po nocach, żeby sie wyrobić ze wszystkimi obietnicami…
7. Ze względu na ogrom spraw jakie kołaczą się w mojej głowie, mam kilka kalendarzy w różnych miejscach i milion karetczek-przypominaczek – jak ktoś mi jakąś ruszy, to powstaje chaos i nie mogą się połapać, więc czasami zapominam o rzeczach ważnych i tych mniej ważnych…:) potem się tłumaczę i odkręcam…jak nie ruszy, to też zapominam:)

Ok, dobrnęłam do końca:)
Teraz chciałabym połączyć mój wywód ogrodniczy z zabawą u Megi – czyli Mój Wymarzony Dom (z ogrodem)…

Przyrodę kocham za jej naturalność i przewidywalną nieprzewidywalność. Co to jest? Zmienność pór roku jest przewidywalna, ale tylko teoretycznie – zdarza nam się zima wiosną i wiosna zimą. Letnia burza może być zwykła, albo taka, że ziemia drży w posadach…i ja uwielbiam to przeżywać i na to patrzeć. Zapewne znajda się tacy, którzy powiedzą, że jakby mi „piorun w chałupe strzelił” tobym już tak letnich burz nie kochała…być może, ale póki co nie strzelił:) i kocham gapić się na rozdarte niebo z bezpiecznego (moim zdaniem) ganku wykrzykując co chwilę „JA CIE!!! ALE GRZMOCI…NAD JEZIOREM zapewne, huknęło w drzewo – jutro pójdziemy zobaczyć krajobraz po burzy…” Zawsze to jakaś inna adrenalina, nie tylko ta biurowa:) Kocham przyrodę za brak horyzontu – za przestrzeń, która jest nieskończona…ubolewam nad tym, że jest na Ziemi tyle pieknych miejsc do zobaczenia i więcej jednak złych ludzi, przez których nigdy tych miejsc nie zobaczę, bo nie zaryzykuje własnego życia ani życia moich bliskich. Mam tylko nadzieję, że tych ludzi spotka kiedyć za to kara (ot, taki osobisty antyterrorystyczny wywód…)
Ogrody kocham za to, że sa miejscem, które można zmieniać i kształtować „na swój obraz i podobieństwo” – bo ogrody to takie nasze zwierciadło, są takie, jak nasze wnętrze, nasza natura…każdy projektant ma swój styl niepowtarzalny (albo kilka, które łączy, lub przedstawia osobno) i w każdym projekcie przemyca kawałek siebie:) Za to kocham projektować! To twórczość, która przetwa lata, będzie dojrzewać, rozrastać się i trwać nawet, kiedy nas już nie będzie, nawet jak projektujemy małe ogrody i wcale nie jesteśmy wielce sławne…co oczywiście może się zmienić, albo już się zmienia, no bo blogujemy:):):)
Mój wymarzony dom…koniecznie w otoczeniu trzeciego wymiaru…

…w pobliżu strumienia…

… w ciekawym towarzystwie…

…sam dom z sąsiadami za górami i lasami…

… o ciekawej formie, w sam raz do artystycznego tworzenia, koniecznie z poddaszem…

… i tajemniczym ogrodem…

…wnętrze zaś przytulne, z kominkiem…

No tak:) Tyle z marzeń. tak właściwie to mogłabym mieszkać i w bambusowej chatce na Haiti , byle z rodziną, byle szczęśliwa:) I wszędzie zrobiłabym klimat:) Choć najwięcej trudności sprawiło by zapewne zainstalowanie kominka w bambusowej chatce na Haiti,  o klimacie Bożonarodzeniowym przy temperaturze + 40 w cieniu palmy nie wspomnę:)

Do miłego!

PS. Wszystkie zdjęcia pochodzące z opisu domu marzeń pochodzą z Internetu.
PS2. Olali nas zarówno brukarze (lało jak z cebra) jak i panowie od schodów – wykrakałam z tą drabiną, a trzeba było cicho siedzieć…:)

25 komentarzy

  1. Dziękuję za wyróżnienie! Ależ fajnie zobaczyć siebie na pierwszym miejscu!!! Ostatnio mam dobrą pasę – to ratuje średnie listopadowe nastroje. Życzę miłego pracowitego weekendu – pogoda chyba dopisze???
    Buziaki ślę … K

    • Kasiula, kto jak kto, ale Ty zasłużyłas w pełni:) W sobotę ma padać…nie lubię w deszczu pracować, ale jak będzie tylko mżawka to zaryzykuję. Za dużo pracy, żeby aż tak wybrzydzać:)

  2. tak podejrzewałam, że powinnam była przeczytać:-)))
    (zresztą zawsza czytam, tylko z opóźnieniem, jak wiesz:-))
    Bardzo dziękuję za wyróżnienie, napiszę posta, przy okazji poznam nowe blogi- np. Nie podlewam nie znałam:-)
    Co mnie ujęło, to, że cichcem chyłkiem bez chwalenia się po drodze naprodukowałaś mnóstwo dobrzego jedzonka w swoim ogrodzie! Smakowicie je opisujesz!
    I wcale mnie nie zdziwił kształt i położenie twojego wymarzonego domu, nic a nic!
    oraz twoja charakterystka herod baby poznanianki, wiadomo- sół ziemi;-)))

    • Ano tak, a ja powinnam powysyłac Wyróżnionym powiadomienia, co zapewne uczynię…z opóźnieneim. Dzis juz padam i nic nie zrobię. Jedzonko pyszne, Rodzinka na jedzonko narzeka tylko wiosną, później pożerają jak króliki:) Herod baba:) No tak, takam właśnie…pozory mylą zapewne, niejeden się naciął:P Ja dodałabym trochę pieprzu do tej soli:)

  3. Moją starość wyobrażam sobie w ogrodzie. Jako pomarszczona uśmiechnięta staruszka przechadzam się wśród tych wszystkich roślin, które przez lata sadziłam i pielęgnowałam.

  4. Dziękuję!
    łoł: ile rzeczy się dzieje u Ciebie: remonty, remonty, studia…
    Super!
    I niech się dalej dobrze układa….
    Pozdrawiam!
    M.

  5. Świetne to pierwsze zdjęcie:) Pozdrawiam:)

  6. Natłok myśli mam po przeczytaniu Twoich słów i nie wiem czy o wszystkim co chcę napiszę 🙂 Drabina powiem CI, że jest spoko. Ja aktualnie do domu wchodzę po poukładanych na siebie bloczkach gazobetonu. Chybocze się jak zaraz i górny stopień jest za nisko, ale boję się M. powiedzieć, bo mnie zatłucze chyba 😉
    Ja plany zaczynam już w niedzielę wieczorem analizując prognozę pogody. Mam jeszcze tyyyle do zrobienia w ogrodzie, a jak na złość ciągle pada :/ Już nawet nie mówię, że dzisiaj miało się zacząć ocieplanie domu, a przez pogodę odłożyło się to na Bóg wie kiedy! Tak więc dzień w dzień ogarniam tylko w domu i mam już tego dość 😉
    Bela nad kominkiem. No po prostu mega ważna rzecz. Po Twoim ostatnim poście tak zaczęłam myśleć o tej swojej i dumałam, dumałam i wydumałam. Pomysł mam zacny i już zaczęłam wiercić dziurę w brzuchu Małżowi w tej sprawie. Bo chociaż remontu do Świąt nie skończymy, to i tak chcemy Wigilię u siebie. Pierwsza we własnym domeczku, więc inne opcje mnie nie kręcą. No i na tą belę moją, to już zaczęłam produkcję skarpet świątecznych. Ale to mi zejdzie trochę, bo chcę ozdobić własną koronką 😉
    A twoje 7 faktów? Jakbym o sobie czytała. Kropka w kropkę, każdy punkt dokładnie. Nawet z tym projektowaniem, chociaż ja tylko swój ogród projektuję. Ale w każdej pracy tak mam i sama za to cierpię – bo nikomu na tym "dopieszczeniu" oprócz mnie nie zależy…
    A po Twoim opisie ogrodowym i po ostatnim poście Kasi, to ja zamykam oczy, widzę jak mój ogród podwaja w magiczny sposób swoją powierzchnię i powstaje tam wypaśny warzywnik. A w rzeczywistości mam mały kawałeczek, gdzie jakimś cudem musi się wszystko zmieścić. Zresztą kto by mi w tym większym pomógł? 🙂
    Rozpisałam się, wystarczy – przecież to nie mój post 😀

    • Pisz, pisz, moja Mama mawiała, że papier (klawiatura) cierpliwy/a jest:) Jak przeczytałam o tych bloczkach, to mnie zmroziło…M powiniem nie tylko wiedzieć, ale i naprawić:) No tak, plany wlaściwie można mieć non stop, zwłaszcza jak się człowiek usiłuje "na swoje" wydostać:) Padać wkrótce ma przestać, ja z jednej strony wściekam się jak muszę biurować a pogoda sprzyja, z drugiej cieszę się że biuruję jak leje, bo w domu szlag by mnie trafił:) Tak więc znam ten ból – wszystko niby poukładane, a tu zmiana jak w kalejdoskopie… Bele musowo, fajnie, że masz pomysł:) Już ciekawa jestem jak będzie wyglądać Twój kominek!
      Hehe…fakty to pewnie sporo z nas mogłoby sobie przypisać, widac typowa BABA jestem:) A co do Kasi….magiczna guma jak od galotów by się przydała – ciągniesz, cięgniesz i możesz tyć:) W lifie możesz trkiki zastosować na powiększenie ogrodu, choć tylko optycznie – fizycznie ni diabła nie wejdzie wiecej:) Chociaż…pogłówkiję, jak wymyślę dam znać:)
      Pozdrawiam!

    • Eee… Nie będę M. póki co tyłka zawracać bo ma piec na głowie. Ale zaraz po piecu pomęczę 😉 Jutro od popołudnia pogoda ma się poprawić, więc jestem w dołkach startowych już!
      Triki to ja potrzebuję nie optyczne tylko magiczne 😉
      P.S. Daj proszę dać co z tą adopcją sosenki – damy radę? Bo ostatnio chyba trochę późno Ci odpisałam i już nie dałaś rady wcisnąć pewnie w plany. Jak nie wyrobisz to też daj znać – spoko zrozumiem 🙂

    • Nie dałam rady:) W niedzielę lało i pojechaliśmy szperać po meblowych, a cmentarz i tak już o zmroku:) Dziś brukarze szaleją, więc ratuję co się da, po wekendzie podrzucę. Nie pamiętam czy podawałaś mi adres (…:)) jeśli nie, to podrzuć na priv, dowiozę Ci w przyszłym tygodniu po południu. Trzymam kciuki za szaleństwa ogrodowe! Jesień sprzyja jak nigdy, trzeba korzystać, przedłużać tę radoche jak długo się da.

    • Napisałam na priva. Walka z brukarzami udana? Ja jestem na półmetku batalii z panami od ocieplenia. Najchętniej to by mi wszystkie drzewa przy domu w pień wycięli!

    • Ania, niech dobrze rosną:)

  7. Wymarzony dom wydał mi się dziwnie znajomy, aaaa… jest podobny do mojego 🙂 Przyznaję się szczerze, że rozśmieszyłaś mnie do łez tą drabiną, choć kiedy doczytałam do końca mina mi odrobinkę zrzedła. Mam nadzieję, że już niedługo sprawa się rozwiąże. Pozdrawiam gorąco!

    • No tak, myślę, że niejedna z nas marzy o chałupie z bajki na końcu świata:) Drabina była, nie raz zchodziłam po niej z piętra do piwnicy:) Teraz na drabinie stoi rusztowanie (inspekcja pracy miałaby u nas roboty, że ho ho!), ale zniknie jak sciany Połówka wykończy, Ja się nie zabieram, "pod nim" nie da się pracować – non stop mówi co masz robić, wyręcza we wszystkim i suma sumarum i tak On robi:) Jak będę malować to drzwi przekluczę od swojej strony:) Brukarze przyszli dziś i mimo deszczu robili. Narobili jednak bigosu, ale o tym w następnym poście:)

  8. Witam. Ufff dużo tego, ale w tym wszystkim mało Twojego spokoju, odpoczynku. Przyhamuj, wszystkiego i tak nie zrobisz.Miej czas dla siebie, tylko mając w pamięci swój pęd życiowy, wiem że to w zasadzie niemożliwe. Każda z nas jest taką Zosią samosią. Pozdrawiam i zyczę jak najszybszego ukończenia remontu.

    • O, ja jestem bardzo spokojna:) Podobno aż za bardzo, takie sprawiam wrażenie, co moich współpracowników doprowadza do szewskiej pasji, bo oni szaleją:) Ale to tylko pozorny spokój, bo spinam się i kończe co mam do skończenia. A zamierzam zrobić wszystko, bo uparta baba ze mnie:) Pozdrawiam Stasiu serdecznie!

  9. Ale lekko Ci idzie pisanie! Czytam i czytam, końca nie widać a jak doczytam do końca to pytanie w głowie "już koniec!" Ty jesteś lepsza od książki Madziu:) Dzieje sie u Ciebie, oj dzieje. Na brak nudy nie narzekasz:) Za miłe słowa dziękuję, bardzo dziękuję. Swoja drogą to nieźle się zgrałyśmy z tą krateczka dzisiaj:)

    • Kochana, ja ten post od kilku dni klecę:) wczoraj w nocy skończyłam, ale nei miałam sił już fotek wstawic, więc poszło dzisiaj:) No zgrałyśmy się, widziałam u Ciebie te zdjęcia i fajnie się złożyło, bo nie musiałam dawać linka do krateczki, którą zamówiła moja poprzedniczka, tylko od razu do swojej:) jeszcze raz dziękuję z piękny zestaw i za prezent:)
      Nudy nie ma, czasem sił brakuje…te trzy dni dadzą mi odsapnąć psychicznie…
      Dziękuję za miłe słowo:)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*