Słyszeliście kiedyś o przekopywaniu gleby w warzywniku? O tym, że jesienią, po zebraniu plonów trzeba ją oczyścić, odchwaścić i przekopać w tzw. ostrej skibie, po czym zostawić na zimę bez grabienia. Wpływa to na jej dobrą strukturę, bowiem gleba jesienią jest mokra, a woda zamarzając zwiększa swoją objętość i „rozsadza” większe kawałki gleby. To powoduje, że poprawia się jej gruzełkowatość (nie jest zbita) i napowietrzenie. A to z kolei wpływa w kolejnym roku na wysokość plonów, dostępność składników pokarmowych itp, itd… No to teraz uważajcie – wróble od jakiegoś czasu ćwierkają, że lepiej jest gleby nie przekopywać. W ogóle. Zostawić w spokoju i już. Nowy trend no-dig (nie kopać) podbija ogrodniczy półświatek. A jak to jest naprawdę? Kto ma rację, a kto się myli? Jak dbać o glebę w warzywniku? Postaram się wyjaśnić.
Powiem tak – zdania na temat tego, w jaki sposób należy uprawiać glebę w warzywniku są podzielone. I to mocno. Metody uprawy roślin bez przekopywania gleby znane były już bardzo dawno i właściwie nie jest to żadna nowość, a powrót do korzeni. Nowy – stary trend ma zarówno swoich gorących zwolenników, jak i przeciwników. Odkąd bowiem ja pamiętam, glebę się orało, przekopywało, nawoziło, szukało magicznego sposobu jak zwiększyć jej wydajność, zasobność i plony jakie może ona wydać. I tak się o nią dbało. A tutaj nagle – nie robić nic? Ale zupełnie NIC? Nie do końca.
Uprawa ziemi „bez kopania” jest wskazana na glebach ubogich, o kruchej równowadze kwasowo – zasadowej, na glebach kamienistych, trudnych w uprawie. Tutaj każda ingerencja w glebę i jej strukturę może pogorszyć jej stan. Na takich glebach jesienią, po zbiorach usuwamy chwasty, ewentualne kamienie, korzenie zeszłorocznych roślin a następnie zagony ściółkujemy. Życie mikrobiologiczne w samej glebie toczy się spokojnie dalej, pożyteczne organizmy „robią swoje”, a ściółka chroni przed utratą wilgoci, chłodem, wiatrem. Wiosną lekko spulchniamy wierzchnią warstwę gleby, sadzimy rośliny, uzupełniamy ściółkę. To, co rozłożymy na zagony będzie miało bezpośredni wpływ na to, jakie pH gleby uzyskamy – najlepsza gleba uprawna ma odczyn lekko kwaśny lub obojętny. W takim pH rozwijają się pożyteczne mikroorganizmy, a wszystkie składniki odżywcze są łatwo dostępne.
Przekopywanie gleby na zagonach warzywnych nie szkodzi natomiast glebom zasobnym. Taka gleba dobrze kumuluje wilgoć, nie jest podatna na erozję wietrzną, ma wyważone pH, bogate życie mikroorganiczne. I teraz słowo – klucz: DO CZASU. I to jest sprawdzone info, zaraz powiem Wam dlaczego.
Odkąd mam warzywnik przekopuję w nim glebę. Podłoże w moim ogrodzie to gliny (głęboko), piaski (warstwa wodonośna) i dosyć uboga, piaszczysta gleba na samej górze. Kolor miała mysi – ni to szary, ni płowy, góra 20 cm względnie bogatej i wilgotnej, a potem szary piach. Pierwsze co stanęło w moim ogrodzie to kompostownik i od kolejnego sezonu gruba ściółka z kompostu leżała na zagonach. No i kopałam na jesieni rzecz jasna – w ostrą skibę, jak widziałam na polach 🙂 Zakupiłam więc ziemię ogrodniczą w ilości… dużej. Naprawdę sporej. I zrobiłam to dwa razy – jedna wywrotka poszła na zagony warzywne, druga na rabaty kwiatowe. Do tego tona obornika bydlęcego. Plony poszybowały w górę – dynie olbrzymki, ogórki jak cukinie, cukinie… no sami sobie dopowiedzcie. Generalnie było super, tak przez dwa – trzy lata. Oczywiście namiętnie KOPAŁAM. Co wiosnę walczyłam z morzem chwastów (ziemia ogrodnicza, urodzajna miała w sobie niespodzianki w postaci nasion ostów, pokrzyw, mniszków. I gwiazdnicy pospolitej, ale ta to akurat najmniej mi przeszkadzała, bo pięknie zadarnia grządki i nie pozwala na utratę wody z gleby. Po jakimś czasie moja super dobra gleba straciła to, co w sobie miała najcenniejszego. Znowu stawała się piaszczysta, a plony jakby mniejsze. Pomagało ściółkowanie skoszoną trawą, słomą, kompostem. I zauważyłam, że im mniej „grzebię” przy glebie, tym ona lepiej sobie radzi. Zauważyłam to na długo przed poznaniem metody no-dig. Więc zaczęłam wzruszać glebę widłami. Lekko – wierzchnia warstwę. I nadal ściółkowałam.
W zeszłym roku jesienią zostawiłam glebę bez żadnych większych zabiegów – usunęłam resztki plonów, chwasty, rozrzuciłam kompost i pokruszone skorupki jaj (raz na jakiś czas warto taki zabieg zrobić), wysadziłam jesienne dymki i zapomniałam o warzywniku na kilka miesięcy. Wiosną zagony nie wymagały absolutnie żadnej pracy. Nie zrobiłam przy nich NIC oprócz wygrabienia opadłych igieł sosnowych i liści z pobliskich drzew. Nie mam też wiosennych chwastów. Po zagonach buszują szpaki wyszukując pędraków – nie musiałam ich „wykopywać” – same znalazły.
Uprawa gleby „bez kopania” opłaciła się. Oszczędziłam sobie kupę fizycznej pracy, a glebie oszczędziłam stresu. Ciąg życiowy mikroorganizmów nie został przerwany – bakterie, grzyby, pożyteczne dżdżownice robią swoje i mam nadzieję, że przełoży się to na obfite plony. Takie uprawianie gleby i wzbogacanie jej od czasu do czasu kompostem zdaje się być jak najbardziej naturalnym i ekologicznym sposobem dbania o glebę w warzywniku.
Uprawy wielkopowierzchniowe (przemysłowe) będą uprawiane tradycyjnie – zaorać, przekopać, nawozić, wysiać, zebrać, zaorać, przekopać – i tak w kółko. Ale w naszych ogrodach lub w niewielkich gospodarstwach ekologicznych metoda uprawy no-dig ma wielką szansę powodzenia. i naprawdę się sprawdza.
Dajcie znać, w jaki sposób uprawiacie swoje warzywniki. Zachęciłam Was, czy zniechęciłam? Uprawiacie tradycyjnie, kopiąc, czy od tego sezonu odstawiacie szpadel w kąt?