Nowelizacja ustawy o ochronie przyrody – przyczyny i skutki

Nowelizacja ustawy o ochronie przyrody dotycząca m. in. wycinek drzew i krzewów obowiązuje już prawie dwa miesiące. Zmiany w ustawie zezwalające na właściwie nieograniczoną wycinkę drzew z terenów prywatnych wywołały spory i dyskusje, a także obawy co do kondycji terenów zielonych, zwłaszcza w naszych zakurzonych i pełnych smogu miastach.
Postanowiłam przeanalizować szybko zmiany w przepisach jakie zafundowano nam na przestrzeni ostatnich kilku lat, wskazać na ich plusy i minusy zarówno z perspektywy człowieka pracującego co dzień z drzewami, osoby prowadzącej firmę (np. dewelopera, przedsiębiorcę chcącego postawić market, halę, firmę),  jak i zwykłego obywatela.
 
1. KRYTERIUM WIEKU
Przepisy które obowiązywały przed 30 sierpnia 2016 roku były skomplikowane i dość trudne do zinterpretowania przez zwykłego obywatela. Pozwalały bowiem na wycinki drzew bez zezwolenia ale tylko tych, które miały poniżej 5, a później poniżej 10 lat. Kryterium wieku dotyczyło wszystkich drzew, zarówno tych wolno jak i szybkorosnących. Było to – delikatnie mówiąc – kłopotliwe nawet dla mnie, bowiem tak na 100% wiek drzewa można było rozpoznać dopiero po jego ścięciu, kiedy policzy się słoje drzewa.
Oficjalnie więc posiłkowałam się tabelą wiekową drzew prof. Longina Majdeckiego i przy każdym opracowaniu jakie robiłam przytaczałam to właśnie źródło jako swoisty drogowskaz przy określaniu wieku drzewa. Tabela ta nie była jednak doskonała i równała drzewa według statystyk, nie uwzględniając warunków w jakich drzewo rośnie. Warunki te uwzględnili w swojej pracy prof. dr hab. inż. Marek Siewnik i mgr inż. Jan Szymański  i stworzyli oni zestawienie drzew i ich wieku dużo bardziej dokładne niż tabela prof. Majdeckiego, jednak nadal była to statystyka, zaś metody dokładnego obliczania wieku drzewa przy „nienaukowych” wycinkach były najzwyczajniej nieopłacalne.
Dotkliwe były również opłaty jakie obowiązywały za usunięcie drzew (nawet z zezwoleniem, jeżeli dotyczyły wycinek nie na użytek prywatny a pod jakąkolwiek działalność gospodarczą). Ale na to przedsiębiorcy zwykle rezerwowali budżet w swoim przedsięwzięciu, a gminy wydające zezwolenia na wycinki otrzymywały spory zastrzyk gotówki. Sytuacja zmieniała się diametralnie jeżeli ktoś usunął drzewo bez zezwolenia – musiał wówczas uiścić opłatę za wycięte drzewo pomnożoną przez trzy plus dodatki, co dawało kwoty horrendalne… Kary takie obowiązywały nawet wówczas, kiedy obywatel dostał zezwolenie na wycinkę, wyciął drzewo, ale podczas kontroli urzędniczej okazało się, że błędnie określił choćby gatunek drzewa – dostał pozwolenie np. na klon, zaś drzewo okazało się jesionem. Takie same przypadki ukarania wycinającego miały miejsce kiedy usuwał on drzewo suche (bez zezwolenia), albo drzewo wyłamane przez wiatr (bez zezwolenia, które w takich przypadkach wydawane były dosłownie od ręki, ale właściciel sądził, że nie musi o nic wnioskować, bo drzewo przecież zniszczone).
2. KRYTERIUM OBWODU
Kolejna nowelizacja ustawy o ochronie przyrody z 30 sierpnia 2016 roku była dużo bardziej przyjazna dla obywatela, choć wymagała od niego minimalnej znajomości gatunków drzew – urzędy jednak z chęcią pomagały we wpisaniu właściwego gatunku we wniosek, co w dobie smartfonów i możliwości zrobienie szybkiej fotki nie było żadnym problemem.
Bez zezwolenia można więc było wyciąć drzewa takich gatunków jak topola, wierzba, klon jesionolistny, klon srebrzysty, robinia, platan klonolistny, które miały na wysokości 5 cm (miejsce cięcia) obwód poniżej 35 cm, zaś dla pozostałych gatunków – poniżej 25 cm. Kropka.
Powyżej tych wymiarów trzeba było mieć zezwolenie i tyle. Prawo chroniło również drzewa owocowe (kwitnące wiosną jako jedne z pierwszych) i rosnące na terenach zieleni – uprzednio można było ciąć je bez zezwolenia tylko z wyłączeniem miejsc objętych ochroną konserwatora zabytków, np. w zabytkowych parkach czy założeniach dworskich.
Kary za wycinki bez zezwolenia znacznie zmniejszono, ale opłaty za usunięte drzewa na cele gospodarcze pozostały.
Prawo było proste, choć niedoskonałe. Chroniło bowiem młode drzewa szybko rosnące (wierzby, brzozy, topole), zaś nie obejmowało ochroną drzew starszych wolno rosnących – dębów, buków.  Ale kryterium było przynajmniej jasne – najważniejsza była wielkość drzewa.
To co zaserwowała nam najnowsza nowelizacja i miało być ukłonem w stronę zwykłego obywatela oraz jego prawa do własności – stało się zaczynem Mordoru…
3. RÓBTA CO CHCETA
 
Obecnie od 1 stycznia 2017 roku można na prywatnej działce, pod cele niezwiązane z działalnością gospodarczą wyciąć co się chce – bez względu na gatunek, wiek i obwód drzewa. Jedynym wyjątkiem są założenia zabytkowe, tereny chronione, Natura 2000 lub pomniki przyrody – wówczas potrzebujemy zgody na wycinkę. Jeżeli wycinamy drzewa pod działalność gospodarczą, to bez zezwolenia możemy wyciąć takie gatunki jak topola, wierzba, klon jesionolistny, klon srebrzysty, robinia, platan klonolistny które mają na wysokości 130 cm poniżej 100 cm obwodu, zaś pozostałe gatunki – poniżej 50 cm obwodu oraz krzewy rosnące w grupie do 25 metrów kwadratowych.
Dodatkowo znacznie zmniejszono zarówno opłaty za wycinki drzew na cele gospodarcze jak i kary za wycinki bez zezwolenia. Przepisy które obowiązują nie są ostateczne, bowiem gminy mogą to przepisy jeszcze bardziej ZŁAGODZIĆ, czyli zwiększyć obwody drzew które nie podlegają zezwoleniu do np. 200 cm, czy znieść całkowicie opłaty za usuwanie drzew przy wycince pod działalność gospodarczą. Gminy mogąc zatem samodzielnie regulować te kwestie, a więc zachęcać przedsiębiorców do inwestycji kosztem drzewostanu. Dla inwestorów rachunek ekonomiczny jest przecież priorytetowy. Dla gminy pozornie priorytetowy będzie jej rozwój  – oczywiście kosztem zieleni.
Własna działka kojarzy nam się zwykle z domkiem i małym ogródkiem. Tutaj skłonna jestem przyznać rację właścicielom, że przepisy poprzednie (zwłaszcza te kierujące się wiekiem drzewa) bywały uciążliwe, zdarzały się przypadki uporczywego odmawiania zezwolenia na wycinkę, albo obłożenia takiej wycinki wysokimi opłatami zamiast nasadzeń kompensacyjnych.
Jednak własność ma dużo szerszy wydźwięk – dotyczy pól, łąk, miejsc nad strumieniami, jeziorami, całych siedlisk, prywatnych lasów, fragmentów parków krajobrazowych, skwerów w centrach miast, miejskich podwórek, zielonych placów między blokami, zakupionych dworskich, zniszczonych parceli ze starodrzewem które jeszcze nie podchodzą pod konserwatora zabytków… tam wszędzie zwykły Kowalski będzie mógł rżnąć bez żadnej kontroli. Już rżnie.
W styczniu czekałam na wysyp informacji na temat skutków tak bezmyślnego rozluźnienia prawa w kwestii wycinek, jednak styczeń był mroźny, śnieżny i oblodzony. Wraz z nastaniem odwilży media społecznościowe zalały fale niepokojących informacji na temat masowych wycinek dojrzałych drzew. Minister Szyszko jeszcze się broni uparcie trwając przy „świętym prawie własności”, jednak nie wierzę, że w głębi duszy i sumienia nie czuje, że coś poszło nie tak… Pytanie tylko czy znajdzie w sobie tyle odwagi aby się do tego przyznać i wziąć Ustawę o ochronie przyrody raz jeszcze w ręce, przeczytać i zaznaczyć: TU, TU i TUTAJ się pomyliliśmy, musimy to zmienić, bo nam suweren nasz Polskę w pustynię zamieni… Gminy powinny zrobić podobnie. Przy tempie prac obecnego rządu i umiłowaniu do pracy w godzinach nocnych ten bubel prawny można naprawić w tydzień – czego życzę nam wszystkim.
Wielu ludzi pytało mnie, po co była ta biurokracja ze zgodami, skoro – jak minister Szyszko mówił – i tak ponad 90% wniosków było rozpatrywanych pozytywnie? Teraz można zaoszczędzić czasu sobie i urzędnikom? Otóż nie do końca tak to wyglądało. Dzięki tym wnioskom i zgodom, pracy całych zastępów przyrodników różnej maści wiadomo było w każdej gminie ile mniej więcej ma ona drzew „na stanie”, czy jest przyjazna środowisku, czy jest zielona.
Gminy często rezygnowały z opłat za usuwanie drzew i w zamian proponowały tzw. nasadzenia kompensacyjne w ilości określanej indywidualnie – z reguły jedno drzewo nowe za jedno wycięte.
Nasadzenia te obowiązywały również dla osób prywatnych, dzięki czemu bilans drzew w danej gminie czy mieście mógł być zrównoważony. Jeżeli właściciel nie chciał sadzić u siebie, gmina wskazywała mu miejsce nasadzenia na swoim terenie, gdzie drzew było mało, dzięki czemu zostawała zachowana równowaga w przyrodzie – coś czego nie da się przeliczyć na pieniądze ani na głosy wyborców w kolejnych wyborach. To co dzieje się obecnie można przyrównać do krainy Mordoru z powieści Tolkiena – Polska w trocinach, wielki, narodowy tartak.
Odwoływanie się do „prawa własności” w przypadku wycinek nie przeszkadza ograniczyć tego prawa w przypadku polowań – tam prawo własności zostało zepchnięte do domu z nakazem pozamykania drzwi i okien i nie wychodzenia na podwórko dalej niż 100 metrów od domu jak nie chce się mieć głowy odstrzelonej… dziwnie interpretowane to prawo własności, szalenie wybiórczo….
 
JAK CHRONIĆ KRAJOBRAZ PRZED MASOWĄ WYCINKĄ DRZEW
1. Przede wszystkim jak najszybciej zebrać informacje o miejscach w których już wycięto drzewa, sporządzić dokumentację fotograficzną i sprawdzić, czy rzeczywiście wycinki odbyły się zgodnie z prawem. Już bowiem wiadomo, ze wiele z takich wycinek odbyło się nielegalnie, z pominięciem nawet tak liberalnego prawa jakie mamy w tej chwili. Konsekwencje za wycinkę de facto bez zezwoleń powinny być dotkliwe.
2. Należałoby bardzo dokładnie przyjrzeć się masowym wycinkom drzew zwłaszcza w miastach, na terenach „przywracanych na cele rolnicze” i na większych, dotychczas niezagospodarowanych działkach prywatnych, na których nie obowiązuje żaden zakaz wycinki. Wiele osób zgłasza bowiem podejrzenie, że działki te bardzo szybko zmienią właściciela i staną się „budowlane” – ale już bez drzew za wycinkę których przed wejściem w życie obecnej Ustawy nowy właściciel musiałby sporo zapłacić…
3. Gminy absolutnie nie powinny liberalizować tych ograniczeń które już są w Ustawie – na Facebooku krążą informacje o gminach które już w ramach ukłonu w stronę przedsiębiorców zwiększyły obwody drzew na które pozwolenie jest wymagane ze 100 do 200 i więcej – to strzał w stopę, samobój dla takiej gminy. Wartość drzew które mają po 100, 200 czy 300 lat jest bezcenna.
4. Jak najwięcej terenów (również miejskich – w tym całe założenia architektoniczne) objąć ochroną konserwatorską, ochrona przyrodniczą, krajobrazową, czy w przypadku pojedynczych drzew lub ich grup (alei) – ustanowić je pomnikami przyrody. Z takich terenów nie można bez zezwolenia usuwać drzew ani krzewów bez względu na ich obwód. Taka metoda ma jednak drugie dno – dużo bardziej uciążliwe niż zwykłe złożenie wniosku o wycinkę – o zgodę będziemy musieli zapytać za każdym razem, kiedy zechcemy „wbić łopatę w ziemię”, zaś każda budowa będzie musiała być poprzedzona szeregiem innych zezwoleń.
5. To co zostało zniszczone należy naprawić – posadzić jak najwięcej nowych drzew i w trybie pilnym zrekompensować przyrodzie te ubytki. Wszędzie tam, gdzie można. Nie dla nas już, ale dla naszych wnuków i prawnuków, bowiem drzewo aby osiągnąć taki wiek jaki miało zanim padło pod piłą (statystycznie widząc po obwodach powalonych pni i karpin jakie ślą ludzie masowo do mediów.) będzie potrzebowało przynajmniej 70-100 lat. Taką właśnie rzeź Polacy drzewom urządzili.
P.S. Wiadomość z dnia wczorajszego o pochyleniu się nad ustawą i naprawieniu tego bubla prawnego ucieszyły mnie bardzo. 1 marca zaczyna się ptasi okres ochronny (ptaki zakładają gniazda i dopóki nie wyprowadza z nich młodych, drzewa wyciąć nie wolno) i wycinki teoretycznie będą wstrzymane. Kolejna możliwość bezkarnej wycinki zacznie się 15 października – mam nadzieję że czasu jest wystarczająco dużo zwłaszcza przy tempie prac obecnej ekipy;) Trzymam kciuki, żeby okres urlopowy nie stanął na przeszkodzie i nie opóźnił tychże prac.
Życzę UPALNEGO LATA i  żeby klimatyzacje wszędzie wysiadły. Życzę nagrzanych jak puszki samochodów na patelniach jakimi są ogołocone z drzew parkingi przyuliczne. Życzę plagi much , komarów i innych insektów których nie będzie miał kto odławiać, bo ptaki pozbawione miejsc siedliskowych wyniosą się tam, gdzie drzew jest wystarczająco dużo:) Szkoda mi tylko dzieci, które bawić się będą na placach zabaw w pełnym słońcu i w ukropie – bez możliwości schronienia się pod zieloną, szumiącą koroną…
Tym którzy przyklaskują ustawie w obecnej formie życzę bezowocnych poszukiwań drzew i przyjemnego cienia jaki dają w letnie, południowe apogeum słoneczne…

7 komentarzy

  1. Wstyd i żal, masz rację, Aga.Dołączam się do życzeń Magdy.

  2. A niech ich jasny grzmot, że się tak wyrażę. Regularnie mi się ciśnienie podnosi przez ta ustawę. Zaprosiłabym jednego z drugim na moje osiedle, gdzie żywioły sobie szaleją nieskrępowane żadną zieloną przeszkodą wyższą od tujowych ząbków i rachitycznych wierzb Hakuro Nishiki. Jakoś nie jestem optymistką w kwestii ponownych nasadzeń. Nawet jeśli, to zielone olbrzymy zastąpi się takimi właśnie karzełkami. Wstyd i żal…

  3. Świetny artykuł, chociaż temat przyprawiający ostatnio o dreszcze.

  4. Zastanawiałam się, czy w ogóle czytać, żeby mnie szlag jasny nie trafił. Oczywiście dołączam się do Twoich życzeń wrednych. Osobiście mam 3 zadołowane drzewka, które niebawem na miejsce stałe sobie posadzę. A latem bezczelnie będę ucinać sobie drzemki na moim paskudnie zacienionym drzewami tarasie 😉

  5. Biedne te drzewa. Ludzie wycinają na potęgę albo podtruwają żeby samo uschło a potem płaczą nad stanem naszej roślinności w Polsce.

  6. Przerażają mnie te wszystkie informcje dochodzące znad Wisły. Najpierw karczuje się na potęgę, a potem płacze nad smogiem…

  7. Jak zwykle mądrze i przystępnie napisane. Mam nadzieję, że to "pochylenie się " nad ustawą to nie tylko puste słowa i ustawa zostanie zmieniona na korzyść przyrody.
    Żeby później nie płakali, że smog i powietrza czystego nie ma.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*